W założeniach do przyszłorocznego budżetu trzeba obniżyć przewidywany poziom wzrostu gospodarczego, podwyższyć wskaźnik inflacji i zmienić prognozę dotyczącą stóp procentowych - zgodnie twierdzą zarówno Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej, jak i Krzysztof Rybiński, analityk ING Barings - pisze Rzeczpospolita.
- Na razie resort nie pracuje nad zmianami do założeń budżetowych - powiedziała gazecie Aleksandra Gieros, rzecznik prasowy Ministerstwa Finansów. Jednak zdaniem zarówno Rybińskiego, jak i Grabowskiego, założenia muszą być skorygowane, tak aby projekt budżetu na 2001 r. mógł być przygotowany już na podstawie nowych wskaźników. Przede wszystkim chodzi o inflację. Według ING Barings założenie, że tegoroczna średnia inflacja wyniesie 9,1 proc., jest już mało realne i powinno być skorygowane do ok. 10,1 proc. To automatycznie wymusi większe wydatki w przyszłym roku na wypłacenie emerytom i rencistom rekompensaty za to, że zaniżone zostały tegoroczne prognozy inflacyjne, a przez to zbyt niska była waloryzacja ich świadczeń. Rybiński oblicza, że może to oznaczać dodatkowy miliard, który powiększy już zapisane 5 mld zł na ten właśnie rekompensacyjny cel.
Zarówno Rybiński, jak i Grabowski są zgodni, że nie do utrzymania są też założenia dotyczące przyszłorocznych stóp procentowych. Bardzo prawdopodobne, że wyższe od zakładanych stopy procentowe spowodują zwiększenie kosztów obsługi długu krajowego. Chyba że minister finansów zdecyduje się na emisję papierów o dłuższym terminie wykupu.Wyższe od zakładanych stopy procentowe mogą też oznaczać spowolnienie wzrostu gospodarczego. Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego, zamiast prognozowanych 5,7 proc., wzrost gospodarczy może wynieść w 2001 r. około 4,8-5 proc. Dla budżetu taka zmiana nie ma w zasadzie większego znaczenia (jeśli już, to przede wszystkim oznacza niższe dochody z VAT i akcyzy), jednak może mieć spory efekt psychologiczny. Jeśli obniży się przewidywany poziom dochodu narodowego, to automatycznie pogorszą się wskaźniki deficytów: budżetowego i ekonomicznego względem PKB. W opinii Bogusława Grabowskiego, nie warto jednak dla tego tylko celu utrzymywać zbyt optymistycznej prognozy wzrostu gospodarczego - relacjonuje Rzeczpospolita.