Na niezależność analityków zatrudnionych w bankach inwestycyjnych i domach maklerskich podejrzliwie patrzy brytyjskie ministerstwo skarbu. Tygodnik ?The Observer? poinformował w niedzielę, iż pragnie ono, aby w toku zainicjowanego przez nie przeglądu całego procesu inwestycji instytucjonalnych (którym kieruje prezes firmy zarządzającej funduszami inwestycyjnymi ? Gartmore Paul Myners), przyjrzeć się również bezstronności raportów analitycznych, ich poziomowi i kosztom.Zdaniem firm zarządzających funduszami inwestycyjnymi ? pisze ?The Observer? ? mimo ?chińskich murów?, które mają zapewnić bezstronność analityków, piony finansowania spółek ich rodzimych instytucji wywierają na nich naciski, domagając się upiększenia raportów o aktualnych lub potencjalnych klientach. ponieważ zaś to one z reguły przynoszą większość dochodów uzyskiwanych z opłat za fuzje, przejęcia i wprowadzanie spółek na giełdę, więc też mają dużo do powiedzenia.Firmy te zostały szczególnie zaniepokojone faktem, że przy wprowadzaniu na giełdę spółki Orange, wymusiła ona na uczestniczących w tym procesie analitykach przedstawienie jej ich raportów do zatwierdzenia. Samo ministerstwo skarbu jest natomiast zaniepokojone rolą banków inwestycyjnych przy wprowadzaniu na giełdy, przy dużym rozgłosie, kilku spółek internetowych, jak np. lastminute.com, których akcje następnie ? jak to się mówi w żargonie ? ?przebiły podłogę?.?The Observer? pisze również, iż firmy zarządzające funduszami inwestycyjnymi są niezadowolone z kosztów raportów analitycznych, za które płacą one bankom inwestycyjnym i domom maklerskim w postaci prowizji przy zakupie lub sprzedaży akcji. Uważają one, że płacą coraz więcej za produkt, którego wartość spada, sam P. Myners sądzi natomiast, że fundusze inwestycyjne powinny rozbudować własne piony analityczne.

M.K. (Londyn)