O tym, że pieniędzmi zarobionymi na giełdzie trzeba dzielić się z fiskusem, powinien wiedzieć każdy inwestor. Gracze z dłuższym stażem pamiętają jednak czasy, gdy handel akcjami na GPW nie był opodatkowany. Szczególnym okresem były lata 2001-2003. Polacy płacili już bowiem podatek od zysków kapitałowych (tzw. podatek Belki), ale wciąż mogli grać na giełdzie bez obaw, że będą musieli odprowadzić daninę do urzędu skarbowego. Kto kupił akcje notowanej firmy przed 2004 rokiem, może je nawet dziś sprzedać bez konieczności uiszczenia podatku od osiągniętego zarobku. Tyle teorii. Okazuje się bowiem, że praktyka jest inna. O zachłanności fiskusa przekonali się akcjonariusze Apatora. Co więcej, na razie przegrywają z nim batalię. Również w sądzie.
Kluczowa definicja
Zgodnie z ustawą o podatku dochodowym od osób fizycznych, zwolnienie podatkowe dotyczyło wyłącznie sprzedaży akcji dopuszczonych do obrotu publicznego. Chodziło zatem o papiery spółek notowanych na GPW. Aby jednak nie płacić podatku, trzeba było jeszcze kupić te akcje na giełdzie albo w ofercie publicznej. I właśnie definicja oferty publicznej jest źródłem problemu. Przepisy podatkowe jej bowiem nie zawierają. Znajdziemy ją natomiast w obowiązującej ustawie o ofercie publicznej, która stanowi, że jest nią udostępnianie informacji o papierach wartościowych i sposobie ich nabycia co najmniej stu osobom lub nieoznaczonemu adresatowi.
Czy zatem emisja akcji spółki giełdowej przeprowadzona z zachowaniem prawa poboru, czyli skierowana w pierwszej kolejności do dotychczasowych akcjonariuszy, jest ofertą publiczną? Uczestnicy rynku kapitałowego, w tym jego nadzorca, nie mają wątpliwości, że tak.
Problem inwestorów Apatora, o których piszemy, polega na tym, że nabywali akcje spółki serii C w 2003 roku, a wówczas obowiązywały przepisy Prawa o publicznym obrocie papierami wartościowymi. W ustawie tej znajdziemy m.in. definicję "obrotu publicznego" i "pierwszej oferty publicznej". Mogłoby się wydawać, że to wystarczy.