Jasne, zrozumiałe i stabilne prawo podatkowe - to utopia. Nie oczekujmy więc, że Polska będzie krajem, którego obywatele nie będą mieć problemów z interpretacją przepisów, skoro nawet mieszkańcom rozwiniętych krajów sporo kłopotów sprawia samodzielne wypełnienie PIT-ów.
Możemy (czy wręcz powinniśmy) natomiast oczekiwać, że będą w naszym kraju instytucje, które właściwie wyegzekwują przepisy prawa i będą chronić obywateli przed tymi, którzy niewłaściwie je interpretują. Takimi instytucjami są oczywiście sądy. Zrozumiałe jest więc, że powinny dysponować odpowiednią wiedzą na temat przepisów, na straży których stoją. Nie muszą przy tym wiedzieć wszystkiego o rynku kapitałowym. Mogą przecież skorzystać z opinii biegłych. Tymczasem nie wiem, czym można tłumaczyć ignorowanie stanowisk ekspertów czy samego nadzorcy rynku kapitałowego. Chęcią wykazania się chociaż elementarną wiedzą o giełdzie? Nie sądzę jednak, żeby "Słownik języka polskiego" był właściwym elementarzem, będącym podstawą do ferowania wyroków.
Tymczasem działający w dobrej wierze inwestorzy, którzy chcą skorzystać z przysługującego im zwolnienia podatkowego, traktowani są jak ci, którzy chcą naciągnąć fiskusa. Bo tak się właśnie muszą czuć, skoro nawet sąd im mówi, że nie mają racji. Że fiskus nie uznaje zwolnienia podatkowego nie dlatego, że jest pazerny, tylko dlatego, że tak stanowią ustawy. A może słownik...