Mamy za sobą drugą z rzędu sesję, na której wyznaczone zostały nowe rekordy hossy. Patrząc na zachowanie się cen i aktywność w trakcie dnia można dojść do błędnego wniosku, że nic poważnego się nie stało. Sesja bowiem przebiegała w dość spokojnej atmosferze, a aktywność inwestorów z pewnością nie wyróżniała się, a przecież takiej należałoby oczekiwać tego dnia. Przedwczoraj swój rekord poprawił tylko WIG20, a wczoraj zarówno indeks, jak i rynek terminowy. Kontrakty doszły do poziomu 3604 pkt. Zamknięcie było jednak niżej, co samo w sobie jest sygnałem, że rynek nie tryska optymizmem.
Poprzedni szczyt kontraktów został poprawiony o 12 pkt. Trzeba przyznać, że nie jest to wartość zawrotna. W trakcie wyjścia cen na dziewicze poziomy właściwie nic szczególnego się nie wydarzyło. Nie było ataku popytu pchanego nowym rekordem. Nie było także ucieczki posiadaczy krótkich pozycji, a przecież tych jest całkiem sporo. Nowy rekord przeszedł jakby bez echa. Jest to zastanawiające.
Dlaczego posiadacze krótkich pozycji wydają się być tak pewni swego, że nawet nowe rekordy nie są w stanie ich przestraszyć? Czy świadomość bliskości ustawowego pułapu 40 proc. akcji w funduszach emerytalnych jest tak silna? Owszem, jest to czynnik ważny, ale to nie OFE stoją po stronie popytu i wcale nie muszą jeszcze stać po stronie podaży. Przekroczenie progu wymaga oczywiście działań zaradczych i dostosowania ilości akcji w strukturze portfela, ale też nie dzieje się to w ciągu jednego dnia. Jest na to więcej czasu.
Pewność stojących po krótkiej stronie rynku jest dziwna i niebezpieczna. Zwłaszcza dla nich samych. Nie można bowiem wykluczyć, że rynek wyskoczy w górę na krótki czas choćby tylko po to, by wyczyścić zbyt pewnych siebie graczy. Spadek nie zacznie się, jeśli większość będzie tego oczekiwać. To byłoby zbyt łatwe, a rynek z pewnością niczego nie będzie ułatwiał.
Spodziewałem się wczoraj korekty, a zamiast tego mamy rekordy w marnym stylu. Korekta nadejdzie pewnie już niedługo, ale myślę, że jeszcze zobaczymy ceny na wyższych od wczorajszych poziomach. Silny spadek pojawi się nagle i wtedy, gdy wszyscy już zapomną o zagrożeniu. Kto wie, może jednak pokonamy te 3700 pkt. OFE będzie się redukować, ale TFI może przejąć pałeczkę. Kto później ją przejmie od TFI?