Dziś ma być sprzedany 1 proc. udziałów Ukrtelekomu, operatora telekomunikacyjnego na Ukraińskiej Fondowej Birży (UFB). Jednak przedstawiciele spółki wątpią w dzisiejszy termin startu prywatyzacji telekomu. Sprzedaż koncernu miała się rozpocząć już tydzień temu. Wówczas na przeszkodzie stanął wniosek organizacji Dotrin 2002, reprezentującej oficjalnie Ukraińską Organizację Inwalidów. Eksperci twierdzą, że za tą inicjatywą stoi potencjalny inwestor Ukrtelekomu, który nie chce rozdrobnienia akcjonariatu firmy. Dwa dni po tym Walentyna Semeniuk, szefowa FDM, urzędu odpowiedzialnego za prywatyzację, ustaliła nową datę wprowadzenia udziałów spółki na giełdę UFB. Zgodnie z ustaleniami, 1 proc. telekomu ma być sprzedawany po cenie 43 mln USD.

Okazuje się jednak, że istnieją prawne podstawy, aby znów wstrzymać prywatyzację. Zgodnie z tamtejszymi regulacjami, termin sprzedaży majątku państwowego należy ogłosić na 30 dni przed transakcją. W tym przypadku FDM nie spełnił tego warunku, gdyż ogłosił nową datę wprowadzenia Ukrtelekomu na giełdę - niespełna tydzień wcześniej.

Sprzedaż 1 proc. operatora telekomunikacyjnego ma rozpocząć prywatyzację kolejnych pakietów spółki. Według strategii FDM, na ukraiński rynek ma trafić w tym roku 5 proc. akcji koncernu. Z kolei do grudnia na zagranicznej giełdzie ma być sprzedane 37,8 proc. telekomu. Wciąż jednak nie został wybrany parkiet, na który trafią papiery Ukrtelekomu. Walentyna Semeniuk przychyla się ku Londynowi, ministerstwo finansów zaś proponuje Frankfurt. FDM nie wyklucza też, że spółka może zadebiutować na warszawskim parkiecie. Większość ekspertów twierdzi, że Ukrtelekom nie trafi w tym roku na zagraniczną giełdę, ponieważ nie ma już na to czasu.

Władze ukraińskie chcą uzyskać ze sprzedaży udziałów telekomu prawie 2 miliardy dolarów. Jest to lwia część przychodów z prywatyzacji, jakie zaplanował na ten rok rząd.