Po pierwszych sygnałach na temat kryzysu na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych o podwyższonym ryzyku (subprime), które pojawiły się latem ubiegłego roku, ekonomiści zaczęli rozważania na temat potencjalnego negatywnego wpływu sytuacji w USA na naszą gospodarkę. Biorąc pod uwagę inny etap rozwoju, fakt, że nie rozwinął się u nas rynek ryzykownych kredytów, sekurytyzacja zobowiązań hipotecznych ma marginalną skalę, a polskie banki nie inwestowały w instrumenty finansowe powiązane z rynkiem subprime, większość analityków doszła do wniosku, że ewentualny negatywny wpływ sytuacji w USA na krajową gospodarkę poprzez rynki finansowe będzie marginalny. Większe zagrożenia wiązano z tzw. kanałem handlowym. Wprawdzie udział USA w polskim eksporcie jest niewielki, jednak negatywny wpływ spowolnienia w USA na gospodarkę strefy euro (USA jest odbiorcą około 15 proc. towarów produkowanych przez kraje strefy euro), bez wątpienia może mieć znaczące reperkusje dla naszej gospodarki (eksport do krajów obszaru euro stanowi ponad 50 proc. polskiego eksportu).
Czy jednak rzeczywiście bezpośrednie zagrożenia ze strony sytuacji na rynkach finansowych są tak małe, jak to często przedstawiano? Jednym z efektów kryzysu subprime jest dramatyczny spadek wzajemnego zaufania instytucji finansowych oraz wzrost tzw. counterparty risk. Najbardziej widocznym tego objawem jest sytuacja na rynku pieniężnym, na którym instytucje finansowe dokonują wzajemnych transakcji pożyczkowych. Wyższe ryzyko kredytowe oraz wzrost zapotrzebowania na płynność znacząco wywindowały stawki na rynkach bazowych. Jeszcze w pierwszej połowie 2007 r. różnica między oprocentowaniem sześciomiesięcznych pożyczek mierzonych stopami LIBOR a stawkami OIS (swapy uwzględniające, podobnie jak stawki LIBOR, oczekiwania dotyczące zmian stóp procentowych, jednak pozbawione w zasadzie ryzyka kredytowego) wynosiła odpowiednio około 10 pb. dla pożyczek w dolarach i około 7 pb. dla pożyczek w euro. Obecnie wspomniane spready wynoszą odpowiednio około 75 pb. dla obu walut. Rynek finansowy ma charakter globalny, a Polska nie jest samotną wyspą, więc również w Polsce w ostatnich tygodniach następuje wzrost stawek WIBOR w stopniu większym niż wynika to ze zmian bazowych stóp procentowych (w szczególności dotyczy to transakcji o terminie zapadalności powyżej 6 miesięcy). Choć dziś skala tego zjawiska jest zdecydowanie mniejsza niż w przypadku USA i strefy euro. Od stycznia 2007 roku do marca 2008 roku stopa referencyjna NBP wzrosła z 4 do 5,75 proc., czyli o 175 pb., a średni sześciomiesięczny WIBOR zwiększył się w tym samym okresie z 4,30 do 6,30 proc., tj. o 200 pb. Spread pomiędzy sześciomiesięcznym WIBOR-em a kontraktem OIS o takiej samej zapadalności poszedł w górę z około 15 pb. w czerwcu 2007 r. do około 35 pb. w marcu.
Jakie znaczenie ma wzrost oprocentowania na hurtowym rynku międzybankowym dla przeciętnego Kowalskiego? Większe niż mogłoby się wydawać. Zdecydowana część kredytów w Polsce udzielana jest w oparciu o zmienną stopę procentową. Oznacza to zwykle określoną stałą marżę banku ponad rynkowe stopy procentowe (zwykle jest to trzymiesięczny lub sześciomiesięczny WIBOR). W efekcie może nastąpić zaostrzenie warunków kredytowych dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych w skali wyższej niż wynika to z decyzji RPP w zakresie polityki monetarnej. Ewentualny kolejny wzrost napięć na rynku pieniężnym, będący pochodną kryzysu na amerykańskim rynku subprime, mógłby prowadzić do dalszego zaostrzenia warunków kredytowych. W przypadku realizacji takiego scenariusza nie pozostałoby to, oczywiście, bez wpływu na stan i perspektywy polskiej gospodarki.
Ekonomista w Banku BPH