Pocztowa Solidarność domaga się od Ministerstwa Infrastruktury odwołania dyrektora generalnego Poczty Polskiej, jego zastępców oraz głównego księgowego. Jako powód podaje "szkalowanie związku oraz dezinformowanie pracowników państwowego operatora i opinii publicznej". Do wczoraj do ministerstwa nie wpłynął jednak wniosek w tej sprawie.

Z zarzutami Solidarności nie zgadza się Radosław Kazimierski, rzecznik prasowy Poczty. - Moim zdaniem, informacje płynące z Poczty Polskiej są prawdziwe. Solidarność oderwała się od rzeczywistości, zarzucając nam dezinformowanie opinii publicznej - ocenia.

Dziś odbędzie się kolejne spotkanie związków zawodowych z dyrekcją Poczty. Kazimierski informuje, że będzie ono dotyczyło propozycji wzrostu wynagrodzeń o 400 zł od 1 kwietnia (wypłynęła ona od strony związkowej). Jego zdaniem, 37 spośród 38 znajdujących się w sporze zbiorowym związków może się na nią zgodzić. Nieznane jest stanowisko Solidarności. - W spotkaniu weźmiemy udział. Nie ustosunkujemy się jednak do tej kwoty, gdyż nie jest to oficjalna propozycja władz Poczty - mówi Paweł Jędrzejewski, wiceprzewodniczący Solidarności.

Gdyby związkowcy zgodzili się na taki wzrost wynagrodzeń, to koszty Poczty wzrosłyby o ok. 500 mln zł rocznie. Firma zabezpieczyła na podwyżki 300 mln zł. Musiałaby zatem poszukać kolejnych 200 mln zł. Pomóc mogłaby np. zmiana cennika usług. W piątek Poczta po raz drugi przesłała do Urzędu Komunikacji Elektronicznej uzupełnienie do wniosku w tej sprawie. - Trudno powiedzieć, czy tym razem informacje będą wystarczające. Stanowisko postaramy się jednak zająć jak najszybciej, gdyż zdajemy sobie sprawę z zagrożenia strajkowego - mówi Jacek Strzałkowski, rzecznik prasowy UKE.