W kwietniu ceny towarów i usług konsumpcyjnych były o 4,1 proc. wyższe niż rok wcześniej - takie szacunki przedstawiło wczoraj Ministerstwo Finansów. Oczekiwania resortu okazały się minimalnie wyższe od prognoz analityków rynkowych. Średnia przewidywań ekonomistów ankietowanych przez "Parkiet" wynosi 4,0 proc.
Skąd różnica? - Możliwe, że ministerstwo zakłada większy niż rynek wzrost cen żywności - ocenia Ernest Pytlarczyk, ekonomista BRE Banku. On sam szacuje, że ceny żywności poszły w górę w ubiegłym miesiącu o 0,4 proc.
Ministerialna prognoza inflacji jest dla rynku ważnym punktem odniesienia przed oficjalną informacją Głównego Urzędu Statystycznego, która zostanie opublikowana w połowie miesiąca. Ponieważ szacunki resortu tylko nieznacznie różniły się od oczekiwań analityków, znaczącej reakcji rynku nie było. Za euro płacono wczoraj po południu nieco ponad 3,44 zł. Rentowność obligacji praktycznie się nie zmieniła. W przypadku papierów dwuletnich wynosiła 6,15 proc.
Prognoza resortu nie zmieniła oczekiwań co do zmian stóp procentowych. Rynek wciąż jest podzielony. Nieznacznie więcej jest analityków, którzy spodziewają się, że Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopy nie na najbliższym posiedzeniu - w maju, ale miesiąc później.
Cytowany przez PAP Stanisław Nieckarz, należący do "gołębiego" skrzydła rady, stwierdził wczoraj, że "kolejna podwyżka stóp procentowych to byłoby o jeden most za daleko". Jego zdaniem, argumentem przeciwko zaostrzaniu polityki pieniężnej jest szybka aprecjacja złotego. Nieckarz zwrócił uwagę, że jeśli szacunki resortu finansów się potwierdzą, to wśród nowych członków Unii Europejskiej Polska będzie krajem o najniższej inflacji.