Nasz minister finansów dwojga nazwisk - jak się sam podpisuje - czy też dwojga imion - jak pisze o nim prasa - jest niezwykle oszczędny. Naprawdę, jestem pod wrażeniem tego, jak uważnie przygląda się uszczupleniom dochodów budżetu, które mogą wywołać niebaczne zmiany w ustawach.

Resort storpedował propozycje zmian w ustawie o IKE, które miałyby wprowadzić ulgę podatkową, bo za drogie. Nie zgodził się także na zbyt wysoki limit. No, na stratę ośmiu milionów może, więc będziemy mieli kulawą nowelizację, która niczego nie zmieni, ale sprawi wrażenie, że ktoś coś próbuje robić z III filarem.

W sytuacji, gdy minister gospodarki żąda setek milionów złotych na inwestycje w kopalnie, a resort skarbu rozdaje kolejny miliard stoczniom, które już kilka miliardów dostały, ta oszczędność jest jednak zaskakująca. Zaskakujące jest też to, że nie ma od lat pieniędzy na to, aby lepiej rozwijał się system prywatnych oszczędności emerytalnych. Najdziwniejsze jednak jest to, że nikt nie widzi związku między rozwojem tzw. III filaru - czy też brakiem jego rozwoju - i tym, że coraz więcej ludzi przechodzi na emeryturę. Ludzie umieją liczyć - wiedzą, że z ZUS dostaną więcej, niż dałby im nowy system. Gdyby mieli własne oszczędności, być może część z nich pozostałaby na rynku pracy. Jednak nie mają własnych odłożonych środków, bo kolejne rządy żałowały na to pieniędzy. Ale żaden chyba nie okazał się aż tak skąpy, jak obecny szef resortu finansów.