W PRL priorytetem dla polskich portów morskich był przeładunek masowy. - Jeszcze w latach 60. nasz port został, z politycznych powodów, zaprogramowany jako port o takim właśnie profilu. Był nastawiony na eksport węgla oraz przeładunek w obie strony paliw płynnych - przypomina Janusz Kasprowicz, rzecznik prasowy Zarządu Morskiego Portu Gdańsk. - Dało to wprawdzie gdańskiemu portowi priorytet ilościowy, ale skazało go jednocześnie na zbytnią zależność od decyzji politycznych - dodaje.
Koniec portów masowych
Także port w Świnoujściu za czasów PRL był tzw. portem masowym, ukierunkowanym przede wszystkim, podobnie jak Gdańsk, na przeładunek węgla, a także rud metali, które później trafiały na Śląsk.
Dziś Polska nie tylko nie sprzedaje za granicę swojego węgla, ale nawet sprowadza go. Z kolei ruda, która jeszcze kilkadziesiąt lat temu była masowo sprowadzana właśnie przez port w Świnoujściu, teraz trafia do nas prawie wyłącznie drogą lądową. Od czasu, gdy największe polskie huty stały się własnością grupy ArcelorMittal (dawniej Mittal Steel), surowiec do nich przywożony jest głównie koleją z ukraińskich kopalń, które również należą do tego koncernu metalurgicznego. Dodajmy, że ArcelorMittal skupia teraz około 70 proc. całego krajowego potencjału produkcyjnego branży hutniczej.
Nic więc dziwnego, że w tych warunkach spada przeładunek towarów masowych. - Z roku na rok rośnie za to przeładunek kontenerowy - zauważa Wojciech Sobecki, rzecznik prasowy Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. - Tylko w Szczecinie w zeszłym roku ten wzrost sięgnął 30 proc. Podobna jest dynamika również w innych polskich portach - wyjaśnia w rozmowie z "Parkietem".