O ponad 8 proc., do ponad 68 USD za baryłkę, drożała wczoraj ropa naftowa. Rynek reagował tak na znaczące zwyżki na rynkach akcji oraz na spekulacje dotyczące głębokiego cięcia stóp procentowych w USA. Celem obniżek stóp ma być uchronienie tamtejszej gospodarki przed głęboką recesja, a jak wiadomo, popyt na surowce mocno zależy od jej kondycji.
Na notowania wpływ miał także raport amerykańskiego Departamentu Energii, który przyniósł informację o mniejszym od spodziewanego wzroście tamtejszych zapasów ropy w ciągu poprzedniego tygodnia. Zasoby te wzrosły o 493 tysięcy, do 311,9 mln baryłek, podczas gdy analitycy oczekiwali się ich zwiększenia o 1,55 mln baryłek. Bardziej od prognoz wzrosły także zapasy destylatów (oleju opałowego i napędowego), a spadły jedynie zapasy benzyny.
Chociaż wyraźny wczorajszy wzrost cen surowca niczego nie przesądza, jeśli chodzi o zachowanie rynku ropy w najbliższym czasie. Była to pierwsza zwyżka od czterech sesji, więc należy ją traktować jako odreagowanie wcześniejszych spadków. Ropa wciąż jest tak tania, jak na początku zeszłego roku, ale może jeszcze dużo stracić, jeśli światowa gospodarka zahamuje wyraźniej, niż przewiduje się w tej chwili. Nie bez znaczenia będą także zmiany kursu dolara, który wczoraj akurat tracił, ale znów może zacząć rosnąć.
W późniejszej fazie wczorajszych notowań ropa WTI, którą handluje się w Nowym Jorku, była o 8,5 proc. droższa niż we wtorek i kosztowała 68,05 USD za baryłkę. W Londynie, gdzie obraca się gatunkiem Brent, kosztował on po 9-proc. zwyżce 65,73 USD.