Po chwilowym spadku poniżej 3 proc. rentowność polskich obligacji 10-letnich w piątek wróciła ponad tę psychologiczną barierę. Większość analityków jest zdania, że teraz będzie się od niej oddalała.

W pierwszej połowie roku polskie obligacje taniały (rentowność porusza się w kierunku przeciwnym do ceny) na fali przeceny na globalnym rynku długu, tłumaczonej zwykle zbliżającą się podwyżką stóp procentowych w USA oraz odbiciem cen ropy naftowej, które skutkowało wzrostem oczekiwań inflacyjnych. W czerwcu przecenie polskich obligacji sprzyjały też przeciągające się negocjacje Grecji z wierzycielami, zwiększające prawdopodobieństwo bankructwa tego kraju. Spowodowany tym wzrost awersji inwestorów do ryzyka przejawiał się m.in. tym, że podczas gdy polskie papiery skarbowe nadal taniały, te uchodzące za bezpieczne – np. niemieckie – zaczęły drożeć.

Na przełomie czerwca i lipca także ceny polskich obligacji ruszyły jednak w górę. Analitycy wiązali to m.in. z powrotem tendencji spadkowej na rynek ropy, rozczarowującymi danymi z rynku pracy w USA, które w połączeniu z ostatnim komunikatem Fedu zdają się oddalać perspektywę podwyżek stóp w Stanach, a także wolniejszym od oczekiwań wygasaniem deflacji w Polsce, co z kolei odsuwa w czasie termin podwyżki stóp i u nas. Polskim papierom mogły też pomóc spekulacje, że w razie bankructwa Grecji EBC będzie musiał zwiększyć zakupy europejskich papierów dłużnych.

– Naszym zdaniem zakres tego ruchu się wyczerpuje, bo skala umocnienia polskich papierów znacznie przewyższyła spadek rentowności obligacji państw z obrzeży eurolandu – uważają ekonomiści ING Banku Śląskiego. Także Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy, sądzi, że przy obecnym tempie wzrostu polskiej gospodarki i stopniowym wygasaniu deflacji, rentowność polskich 10-latek powinna pozostać w trendzie wzrostowym, dochodząc w perspektywie roku do 4,1 proc. Oprócz czynników makroekonomicznych, będzie temu sprzyjała niepewność związana z jesiennymi wyborami parlamentarnymi.