Czy środowe tąpnięcie zmieniło pana nastawienie do rynku?
Te ostatnie wydarzenia przypominają mi to, co działo się w poprzednich latach przy okazji prób demontowania drugiego filara. Paradoksalnie ten strach był dobrą okazją do krótkoterminowych zakupów. Takie „odklejenie się" siły relatywnej naszego rynku od innych rynków wschodzących, czyli strata sięgająca 5 proc. w ciągu dwóch sesji, to moim zdaniem raczej okazja niż ryzyko. Niestety obawiam się, że o ile w krótkim terminie możemy mówić o okazjach do zakupu, to się spodziewam, że ryzyko lokalne, jak to związane z demontażem OFE, będzie w długim terminie osłabiać GPW.
Czy „odklejenie" od MSCI Emerging Markets może być zapowiedzią tej długoterminowej słabości?
Przykład rynku węgierskiego pokazuje niestety, że tak. Pokuta związana z demontowaniem węgierskiego drugiego filara osłabiała BUX przez cztery lata. Nie oznacza to, że rodzime indeksy będą przez najbliższe lata spadać. Będą po prostu słabsze od wskaźników innych rynków wschodzących. W latach 2004–2006 dostawaliśmy premie za obecność OFE, a teraz będziemy wyceniani z dyskontem. Wystarczy spojrzeć na znaczenie funduszy emerytalnych na naszym rynku, by zrozumieć skalę tego ryzyka – aktywa warte 141 mld zł i ponad 40-proc. udział we free float.
Czy te lokalne ryzyko działa tak samo na wszystkie segmenty GPW?