Zbliżamy się do półmetka miesiąca i wiele wskazuje na to, że trop był słuszny.
Wybicie dołem z konsolidacji
Od końca sierpnia S&P 500 stracił ponad 3 proc. Na tak niskim poziomie jak teraz indeks po raz ostatni znajdował się na początku wakacji. W piątek doszło do wybicia wskaźnika dołem z czterdziestodniowej konsolidacji, a na wykresie pojawiała się czarna świeca z szerokim korpusem.
– Po raz kolejny wyprzedaż przychodzi dość niespodziewanie i jest niezwykle gwałtowna – przyznaje Kamil Maliszewski, analityk DM mBanku. – Tym razem brak jest jednoznacznego pretekstu do takiego ruchu. Warto zwrócić w tym kontekście uwagę na mechanizm, który można było zaobserwować w ostatnich kwartałach, a mianowicie, że pomimo zadowalających odczytów gospodarczych Fed wstrzymywał się z decyzjami o podwyżkach ze względu na pogorszenie się „warunków finansowania w gospodarce", z którym mamy do czynienia za każdym razem, kiedy inwestorzy odwracają się od ryzykownych aktywów. Może się więc okazać, że podobnie jak w styczniu czy też czerwcu inwestorzy powrócą do zakupów, widząc, że Fed nie decyduje się na podwyżki stóp procentowych – dodaje Maliszewski.
W podobnym tonie wypowiada się Marcin Kiepas, analityk Easy Markets. Przekonuje, że spadki mogą przybrać na sile, choć o początkach bessy nie może być mowy. – Sytuacja techniczna na wykresie dziennym S&P 500 po piątkowej przecenie jest dość jednoznaczna. Wskazuje, że to początek realizacji zysków. Amerykański rynek akcji dorósł do dłużej trwającej korekty, a stojące za nią czynniki to tylko preteksty. Dlatego na razie nie zakładam, że spadki te przerodzą się w nowy trend spadkowy. W teorii więc za jakiś czas S&P 500 ponownie może atakować rekordy – zaznacza.
Fed namiesza?
Z technicznego punktu widzenia w krótkim terminie kluczowe znaczenie będzie miała obrona przez S&P 500 poziomu 2100 pkt. Trwałe przebicie tego wsparcia może zmobilizować podaż do jeszcze większej aktywności, a nawet zejścia w okolice 2000 pkt.