Po przystąpieniu do strefy euro z początkiem tego roku, Słowacji udało się uniknąć wzrostu inflacji, choć nie wiadomo, na ile przyczynił się do tego rozbudowany system kontroli i prewencji. Rząd jest z niego zadowolony i wkrótce zajmie się opracowanym przez resort finansów projektem. Zakłada on, że urzędy zaangażowane w „walkę ze spekulacją cenową” zachowają swoje uprawnienia przez cały następny rok.

Wydaje się pewne, że projekt wzbudzi opór biznesu, który protestował przy uchwalaniu pierwotnej ustawy latem ubiegłego roku. Przedsiębiorcy argumentują, że arbitralne zamrażanie cen uniemożliwia efektywną grę popytu i podaży, przez co jest sprzeczne z ideą wolnego rynku. Na razie reżim ten nie był zapewne zbyt dotkliwy, gdyż spowodowany recesją spadek popytu i tak uniemożliwiłby podwyżki. Jednak w przyszłości, gdy gospodarka znowu zacznie się rozwijać, może on uniemożliwić firmom korzystanie z owoców wzrostu.

Machina kontroli funkcjonowała najbardziej intensywnie tuż po wprowadzeniu euro. Jednak przedsiębiorstwa wciąż nie mogą dowolnie podnosić cen. Sklepy odwiedzają inspektorzy sprawdzający zasadność podwyżek. Słowacki Inspektorat Handlowy przygląda się sytuacji w kolejnych branżach. W skrajnych wypadkach może zadekretować cenę maksymalną, choć dotychczas się na to nie decydował. Firmom podwyższającym ceny w sposób uznany za nieuzasadniony grożą grzywny. Doświadczenia minionych tygodni, zwłaszcza tych pierwszych po konwersji, pokazują, że takich sytuacji było niewiele.

Ministerstwo Finansów chce, by po zniesieniu systemu kontroli z końcem 2010 r. duże firmy wciąż musiały powiadamiać władze o planach podwyżek.Od końca ubiegłego roku inflacja na Słowacji maleje. W kwietniu wyniosła 2,3 proc., a w ujęciu miesięcznym ceny zaczęły spadać. Ceny żywności, poddane szczególnemu nadzorowi, spadają już od trzech miesięcy i są o 2,1 proc. niższe niż przed rokiem.