Polski eksport do Wielkiej Brytanii wzrósł w 2009 r. o 8,8 proc., do 4,6 mld funtów. Jest to dla nas czwarty pod względem wielkości rynek zagraniczny. I to mimo że popyt na część polskich produktów spadł w związku z wyjazdami Polaków z Wysp, np. konsumpcja polskiego piwa spadła o 40 proc.
Natomiast brytyjski eksport do Polski zmalał o 7,6 proc. – do 2,7 mld funtów. – Jesteśmy wręcz rozczarowani, że brytyjscy eksporterzy nie wykorzystali tego, że polska gospodarka w dalszym ciągu rosła, a wartość funta wobec euro spadła w ciągu trzech lat o 24 proc. – mówi Martin Oxley, dyrektor generalny Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej. – Brytyjskie produkty są teraz bardziej konkurencyjne niż te z Niemiec, Francji czy Włoch – dodaje Oxley.
Według danych z bazy FDI Intelligence, firmy badawczej z grupy Financial Times, w 2009 r. do Polski z Wielkiej Brytanii trafiło 17 projektów inwestycyjnych typu greenfield, dzięki którym powstanie blisko 7200 nowych miejsc pracy, w tym połowa w usługach i sektorze spożywczym. Z danych NBP wynika, że do Polski w sumie napłynęło 8,4 mld euro inwestycji bezpośrednich (rok wcześniej 9,97 mld euro), choć szczegółowych danych dotyczących Wielkiej Brytanii jeszcze nie ma.[/ramka]
[ramka][b]Michael Dembinski - dyrektor ds. rozwoju w Brytyjsko-Polskiej Izbie Handlowej[/b]
Choć deficyt Wielkiej Brytanii wzrasta, to o porównaniach z sytuacją w Grecji nie ma mowy. Dług Hellady zdecydowanie przekracza teraz 100 proc. PKB. Od lat 80. XX wieku socjaliści stosowali tam politykę totalnego rozdawnictwa. Tymczasem w Wielkiej Brytanii przez lata Margaret Thatcher, John Major i Gordon Brown pilnowali deficytu i długu. Dlatego dług w Wielkiej Brytanii w stosunku do PKB jest o połowę niższy niż w Grecji. Owszem, deficyt mamy wysoki, ale to raczej kłopot krótkoterminowy.
Osłabienie funta jest powodowane przez niepewność finansową. Rynek wie, że mamy deficyt, ale nie wiadomo, co się stanie po wyborach. Załamanie funta w ostatnich dniach spowodował opublikowany tydzień temu sondaż wyborczy, który pokazał, że różnica między laburzystami a konserwatystami to tylko 2 pkt proc., a wcześniej wynosiła nawet 10–15 pkt proc.
Obawy dotyczą nie tyle ewentualnej wygranej Partii Pracy, ile tego, że żadna partia nie będzie mieć absolutnej większości i zapanuje niepewność polityczna. Z punktu widzenia brytyjskiego eksportu osłabienie naszej waluty to pozytywny sygnał. Ale z powodu kryzysu wiele firm stało się mało aktywnych.[/ramka]
[ramka][b]Krzysztof Inglot - Dyrektor DziaŁu Rozwoju Rynków work service [/b]
Zauważalne ostatnio umocnienie się złotego w stosunku do funta brytyjskiego oznacza dla wszystkich inwestujących w Wielkiej Brytanii firm polskich, także Work Service (zajmuje się tam m.in. pośrednictwem pracy), postępujące obniżanie zwrotu z poniesionych inwestycji. Długookresowe sygnały trwałego umacniania się złotego skłaniają do zastanowienia się nad wyborem, czy pozostawić zyski na wyspach i przeznaczyć na dalsze akwizycje czy doinwestować już posiadane tam przedsiębiorstwa.
Swoje życiowe wybory rewidują też pracownicy, którzy z Anglią wiązali przyszłość zawodową. Trudność w pozyskaniu nowych ofert pracy wraz z obniżaniem się wynagrodzeń przeliczanych na polską walutę motywuje ich do podejmowania decyzji o powrocie do kraju. Dotyczy to zarówno osób o niższych, jak i wysokich kwalifikacjach.
Polska gospodarka, dobrze rozwijająca się na tle rynków zachodnich, zachęca inwestorów do większego zaangażowania się na rynku krajowym. A nasz Kowalski będzie baczniej obserwował możliwość rozwoju we własnym kraju, niż decydował się na trudne i często bolesne rozstania.[/ramka]
[ramka][b]Jonathan Loynes - główny ekonomista europejski, Capital Economics, Londyn[/b]
Porównania Wielkiej Brytanii z Grecją są po części uzasadnione. Deficyty budżetowe tych państw były w 2009 r. zbliżone, na poziomie bliskim 13 proc. PKB. Trzeba jednak pamiętać, że dług publiczny Anglii to około 60 proc. PKB, dwukrotnie mniej niż Grecji. Inna też jest kompozycja zadłużenia tych krajów.
W Grecji około 12 proc. obligacji zapada w tym roku, w Wielkiej Brytanii jest to tylko 4 proc. Z tego powodu koszty obsługi brytyjskiego długu są znacznie niższe. Deprecjacja funta jest zarówno skutkiem obaw o stan brytyjskiego budżetu, jak i jednym z rozwiązań tego problemu. Może ożywić eksport i wspomóc w ten sposób gospodarkę.
To jednak kwestia tempa deprecjacji. Gdyby kurs funta załamał się gwałtownie, zagraniczni inwestorzy zaczęliby uciekać od brytyjskich aktywów, a to mogłoby zahamować ożywienie gospodarcze. Mogłaby się również pojawić presja inflacyjna. Brytyjskie władze nie muszą podejmować kroków oszczędnościowych natychmiast. Mogą poczekać, aż koniunktura trwale się poprawi. Powinny jednak przedstawić klarowny i wiarygodny plan uzdrowienia budżetu w średnim terminie, aby uspokoić inwestorów i agencje ratingowe.[/ramka]