Dzieje się tak zapewne dlatego, że wycena notowanych tam papierów w porównaniu z akcjami z rynków rozwiniętych jest obecnie najwyższa od co najmniej 1995 r.
Do funduszy akcji inwestujących na emerging markets w ciągu roku do końca stycznia wpłynęło 86,6 mld USD, najwięcej od 14 lat, kiedy zaczęto publikować porównywalne dane – podała firma analizująca ten rynek EPFR Global z siedzibą w Cambridge w stanie Massachusetts. Indeks MSCI dla krajów rozwijających się stracił 2,2 proc. od tegorocznego szczytu z 11 stycznia. Tym samym zmniejszyła się jego 80-proc. zwyżka z poprzednich 12 miesięcy, która wywindowała stosunek ceny do wartości księgowej do poziomu 2,17. Jest on o rekordowe 17 proc. wyższy od poziomu tego wskaźnika dla akcji spółek tworzących indeks MSCI World, wynoszącego 1,84.
Większość analityków ze spokojem przyjęła obecną sytuację. Ich zdaniem spadki nie potrwają długo, gdyż akcjom spółek z krajów rozwijających wyższe wyceny są potrzebne do szybszego wzrostu gospodarczego, większych zysków i mniejszego zadłużenia niż w krajach uprzemysłowionych. Antoine van Agtmael, który wymyślił termin „emerging markets”, uważa, że papierom spółek z tego rejonu potrzebna jest w tym roku „chwila wytchnienia” przed wznowieniem długotrwałego wzrostu.