Obliczenia te opierają się na stosunku oczekiwanych przez analityków zysków spółek wchodzących w skład indeksu do jego obecnego poziomu, pomijając okres 6 miesięcy po upadku banku Lehman Brothers.
Szacunki dotyczące dochodów powyższych firm wzrosły w kwietniu średnio o 9,1 proc. dublując przeciętny rynkowy wzrost wycen akcji w tym okresie. Wynik ten jest najlepszy od co najmniej 2006 roku. Natomiast zyski firm wchodzących w skład indeksu były w pierwszym kwartale o 22 proc. wyższe od wcześniejszych przewidywań analityków. Dane te pozwalają liczyć na to, że 80 proc. wzrost rynkowej wyceny spółek od marca 2009 roku nie wyczerpał potencjału do wzrostów. Podczas gdy niedźwiedzie przekonują, że tempo odrodzenia jest zbyt słabe by utrzymać dochody na bieżącym poziomie, fundusze takie jak Fisher Investments i Blackrock poszukują okazji do nabycia spółek, których wyniki są jak najbardziej skorelowane bezpośrednio z ożywieniem gospodarczym.
- Rynek akcji jest wyjątkowo tani. Nie wiem jak pesymiści mogą nie dostrzegać tego jak dobrze radzą sobie dziś korporacje – twierdzi Kevin Pendino, który zarządza 11 mld dol. w BlackRock, największym na świecie funduszu zarządzającym aktywami.
Z analiz ekspertów porównanych przez Bloomberga wynika, że w najbliższych 12 miesiącach zysk przypadający na jedną akcję firm z S&P500 może wynieść blisko 86 dol., niewiele mniej niż 90 dol. przewidywane jeszcze we wrześniu 2007 roku kiedy indeks był prawie 20 proc. wyżej niż dziś.
Wzrost oczekiwań co do dochodów nie idzie jednak w parze z podniesieniem rekomendacji do ‘kupuj’. Niespełna co trzecia spółka z S&P500 może pochwalić się takim ratingiem, podczas gdy jeszcze we wrześniu 2007 zalecenie kupna dotyczyło prawie co drugiej firmy. Według Keitha Wirtza, dyrektora ds. inwestycji w Fifth Third Asset Management, który zarządza 18 mld dol., może być to przejaw obaw ekspertów o trwałość dobrych wyników w 2011 roku i później.