Kto następny? Portugalia czy Hiszpania

Najbardziej zadłużone kraje strefy euro będą musiały otrzymać 2 biliony euro w ciągu najbliższych trzech lat na wykupienie zapadających w tym okresie obligacji i sfinansowanie deficytów budżetowych – przewiduje Bank of America Merrill Lynch. Analitycy tego banku obliczyli też, że Grecja będzie potrzebowała 152,6 mld euro, a nie uzgodnionych z Komisją Europejską i Międzynarodowym Funduszem Walutowym 110 mld euro

Publikacja: 08.05.2010 06:00

Budynek madryckiej giełdy usytuowano w dobrej dzielnicy. Niedaleko stąd do Muzeum Prado, a przez uli

Budynek madryckiej giełdy usytuowano w dobrej dzielnicy. Niedaleko stąd do Muzeum Prado, a przez ulicę sąsiaduje z jednym z najdroższych w mieście hoteli – Ritz. Uczestnicy hiszpańskiego rynku kapitałowego nie mają jednak w tym roku powodów do zadowolenia. Główny giełdowy indeks spadł od 1 stycznia o ponad 21 procent

Foto: GG Parkiet, Jerzy Boćkowski JB Jerzy Boćkowski

Prognozy amerykańskiego banku przybierają zatem kosmiczne rozmiary. Wydają się one jednak usprawiedliwione, bo nawet na te 110 mld euro na razie nie zgodzili się ani dawcy, bo wymaga to ratyfikacji przez parlamenty wszystkich państw ze strefy euro, ani biorcy, bo Grecy gwałtownie protestują przeciwko drakońskiemu programowi oszczędnościowemu, którego przyjęcie i skrupulatna realizacja są warunkiem niezbędnym udzielenia wynegocjowanej pomocy.

[srodtytul]Bronimy poziomu życia[/srodtytul]

A czas ucieka, bo pierwsze 8,5 mld euro Grecy powinni dostać przed 19 maja, kiedy przypada termin wykupu obligacji właśnie za taką kwotę. Głównym argumentem za udzieleniem Grecji pomocy jest konieczność ratowania wspólnej waluty. – Nie ma alternatywy wobec udzielenia Grecji pomocy, jeśli chcemy zapewnić stabilność obszaru euro. Chronimy zatem naszą walutę – przekonywała w Bundestagu kanclerz Niemiec Angela Merkel. – Nie chodzi wyłącznie o los tego kraju, który kochamy, ale o los naszej waluty. To nasza waluta, nasz poziom życia, których bronimy. Pomagając Grecji i nie pozwalając więcej na nadużycia, które teraz są tak szkodliwe, będziemy mogli utrzymać europejskie marzenie – mówił szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner.

Konieczność ratowania marzeń okazała się jednak marnym argumentem dla uczestników rynku kapitałowego. Kurs euro w stosunku do dolara jest najniższy od marca 2009 r. Przede wszystkim dlatego, że z dnia na dzień narasta groźba rozprzestrzenienia się greckiej zarazy. W obliczu niewypłacalności, a zatem konieczności zabiegania o międzynarodową pomoc, stoją już Hiszpania i Portugalia, a niepewny jest także los Irlandii, która w ubiegłym roku, ale także w tym i przyszłym, miała, ma i będzie miała największy deficyt budżetowy w stosunku do PKB w całej strefie euro – odpowiednio 14,3, 11,7 i 12,1 proc. PKB.

[srodtytul]Niższe oceny wiarygodności[/srodtytul]

Agencja ratingowa Standard & Poor’s jeszcze pod koniec kwietnia obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej Hiszpanii do AA, a Portugalii do A-. W rezultacie kraje te muszą coraz więcej płacić inwestorom, by zachęcić ich do kupowania ich obligacji, czyli coraz więcej kosztuje je obsługa zadłużenia. Na czwartkowym przetargu w Madrycie średnie oprocentowanie pięcioletnich papierów sprzedanych tego dnia za 2,35 mld euro wyniosło 3,532 proc. Jeszcze na początku marca było to 2,816 proc. przy emisji takich samych papierów za 4,5 mld euro. Inwestorzy żądają największej od wprowadzenia euro w 1999 r. premii przy zakupie dziesięcioletnich hiszpańskich obligacji w porównaniu z niemieckimi bundami. I ten spread z dnia na dzień rośnie. We wtorek wynosił 115,6 pkt bazowego, w środę 122,4 pkt, a w czwartek przed przetargiem już 139 pkt.

Agencja Fitch uważa, że Hiszpania będzie musiała zdecydować się na dodatkowe kroki w celu zmniejszenia deficytu budżetowego. W zeszłym roku wyniósł on 11,2 proc. PKB, co dawało Hiszpanii trzecie miejsce w strefie euro po Irlandii i Grecji. Ale Komisja Europejska w najnowszej prognozie przewiduje, że w tym roku Hiszpania wyprzedzi pod tym względem Grecję i jej deficyt będzie wynosił 9,8 proc. PKB, podczas gdy grecki 9,3 proc. PKB. Większe oszczędności będą tym bardziej konieczne, że chyba zbyt optymistyczne są prognozy hiszpańskiego rządu co do tempa wzrostu gospodarczego. Rząd w Madrycie zapowiedział zmniejszenie deficytu do 3 proc. w 2013 r. Zakładał przy tym, że w przyszłym roku tamtejszy PKB zwiększy się o 1,8 proc., podczas gdy Komisja Europejska spodziewa się 0,8 proc.

[srodtytul]Sprzeczne sygnały z Hiszpanii[/srodtytul]

Premier Hiszpanii Jose Luis Rodriguez Zapatero zaprzeczył spekulacjom, jakoby jego rząd zamierzał szukać pomocy finansowej u partnerów ze strefy euro lub w instytucjach międzynarodowych. Na razie jednak nie udaje mu się przeforsować planów cięcia wydatków, bo nie zgadzają się na to związki zawodowe. Jego plan podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat jeszcze w lutym ugrzązł w procesie negocjacyjnym. Minister finansów Elena Salgado zdymisjonowała swojego zastępcę Carlosa Oscanę, gdy ten zaproponował renegocjacje umów płacowych w sektorze publicznym. Te sprzeczne sygnały w sposób oczywisty zwiększają niepokój na rynkach. Zwłaszcza że również Axel Weber, szef Bundesbanku i członek rady Europejskiego Banku Centralnego, ostrzega przed „poważnymi skutkami zarazy”. W tej sytuacji największym hiszpańskim bankom nie pomagają nawet dobre wyniki finansowe.

Banco Santander i Banco Bilbao Vizcaya Argentaria łącznie zarobiły w pierwszym kwartale 3,5 mld euro – więcej niż prognozowali analitycy – i zapewniły, że sytuacja w segmencie złych długów ustabilizowała się. Inwestorzy puścili te wyniki i informacje mimo uszu. W tym tygodniu kursy akcji obu spółek spadły po 12 proc., a z ich kapitalizacji wyparowało14 mld euro. – Inwestować w hiszpańskie banki to teraz tak, jak stanąć przed nadjeżdżającym pociągiem. Ludzie boją się, że Hiszpania będzie następną ofiarą kryzysu zadłużeniowego – powiedział Andrea Williams z firmy Royal London Asset Management, która zarządza aktywami o wartości 1,7 mld USD i ma w portfelu papiery obu banków. Od początku bieżącego roku akcje Santandera spadły o 27 proc., a BBVA o 31 proc.

[srodtytul]Zagranica podgrzewa atmosferę[/srodtytul]

Nerwową atmosferę wokół Hiszpanii podgrzewają zagraniczne banki. UniCredit w nocie swojego stratega kredytowego z 4 maja napisał, że Hiszpania stoi w obliczu „wybuchowego koktajlu kilku czynników ryzyka”. Autor tej noty Stefan Kolek zwraca uwagę, że rząd w Madrycie ma ograniczone pole manewru ze względu na bezrobocie sięgające 20 proc. Odsetek złych kredytów sięgnął w styczniu 5,3 proc., gdyż tamtejsza gospodarka była za bardzo uzależniona od wyników sektora budowlanego, co w połączeniu ze stale spadającymi cenami domów jest szczególnie niebezpieczne. Peter Chatwell, strateg rynku obligacji z Credit Agricole bez ogródek napisał, że „rynek wyraźnie wskazał na Hiszpanię jako następne słabe ogniwo w łańcuchu strefy euro”.

Nie wszystko jednak przemawia za tym, że teraz kolej na Hiszpanię. Po pierwsze udział jej długu publicznego w produkcie krajowym brutto jest najniższy spośród wszystkich krajów wymienianych jako najbardziej zagrożone grecką zarazą i mniejszy niż średnia dla strefy euro. W Hiszpanii w ubiegłym roku było to 53,2 proc. PKB, a w tym ma być 64,9 proc. PKB. W strefie euro odpowiednio 79 proc. i 84,7 proc. Dotychczas niekwestionowanym liderem w tej kategorii w Europie były Włochy, ale właśnie ustępują pierwszeństwa Grecji. Dług publiczny Włoch w ub.r. stanowił 115,8 proc. ich PKB, a w tym ma wzrosnąć do 118,2 proc. PKB. W Grecji było to w ub.r. 115,1 proc. PKB, a w tym ma wynieść 124,9 proc. PKB.

Najnowsze dane z hiszpańskiej gospodarki wskazują, że zaczyna ona wydobywać się z najgorszej od 60 lat recesji. Na razie powoli, bo produkt krajowy brutto w I kw. wzrósł o 0,1 proc. w porównaniu z poprzednim kwartałem. Nadal był jednak o 1,3 proc. mniejszy niż przed rokiem. Produkcja przemysłowa w marcu wzrosła po raz pierwszy od dwóch lat i była o 5,4 proc. większa niż w takim samym miesiącu przed rokiem, podczas gdy jeszcze w lutym spadła o 1,9 proc.

[srodtytul]Ekonomiczne przestępstwo[/srodtytul]

Jean-Claude Trichet, szef Europejskiego Banku Centralnego, na czwartkowej konferencji prasowej w Lizbonie dał do zrozumienia, że uspokojenie rynków leży w gestii rządów borykających się z wysokimi deficytami budżetowymi. – Apelujemy do rządów o zdecydowane działania na rzecz trwałej i wiarygodnej konsolidacji finansów publicznych – powiedział prezes EBC. I oto w Hiszpanii do starań o ratowanie sektora bankowego przyłączyła się nawet opozycja. Premier Zapatero spotkał się z szefem opozycyjnej Partii Ludowej Mariano Rajoyem, po raz pierwszy w cztery oczy od półtora roku, i zgodzili się co do tego, że trzeba przyspieszyć restrukturyzację przeżywających kłopoty banków oszczędnościowych. Uzgodniono przeprowadzenie do końca czerwca fuzji wśród 45 lokalnych kas oszczędnościowych i dokapitalizowanie ich z budżetu centralnego.

A gazeta „El Mundo” w piątek poinformowała, że prokurator Candido Conde-Pumpido powiedział, iż „spekulacyjne ataki” przeciwko euro są „rodzajem ekonomicznego przestępstwa”. Gazeta nie podaje, czy prokurator przystąpił do ścigania winnych. Koszty owego przestępczego działania są natomiast coraz większe.

Z funduszy inwestujących w akcje europejskich spółek wypłynęło w minionym tygodniu ponad 2 biliony euro. Hiszpańskie banki obserwują, że wzrasta liczba klientów pytających, jak wysłać pieniądze za granicę ze względu na pogarszającą się sytuację gospodarczą w Hiszpanii. Skala przesyłania pieniędzy nie jest jeszcze duża, ale tendencja ma charakter wzrostowy.

I wreszcie rekordowy poziom osiągnęły koszty ubezpieczenia strat z obligacji europejskich banków. Indeks Markit iTraxx Financial CDS-ów złożony z 25 banków i towarzystw ubezpieczeniowych wzrósł aż o 40 punktów bazowych do 223. To poziom wyższy niż po bankructwie amerykańskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers, które dało początek globalnemu kryzysowi finansowemu. 9 marca 2009 r. indeks ten wynosił 212 punktów.

Przy czym swapy na Portugalię wzrosły aż o 85,5 pkt bazowego do rekordowego poziomu 404,01 pkt. Dla Grecji credit-default swaps wynoszą już 776,992 pkt, dla Hiszpanii 230,077, dla Irlandii 242 i dla Włoch 186. Ta klasyfikacja może wyznaczać kolejność, w jakiej kraje te będą ustawiały się po międzynarodową pomoc, bez której staną się niewypłacalne.

Najbliższym celem ataków spekulacyjnych – jak określa to, chyba nie bez racji, wspomniany hiszpański prokurator – wydaje się zatem Portugalia. Agencja ratingowa Moody’s ostrzegła, że przystąpiła do analizowania oceny wiarygodności kredytowej Portugalii pod kątem możliwości jej obniżenia. Zazwyczaj taka procedura trwa trzy miesiące. Portugalia od 1998 roku ma ocenę Aa2, trzecią od góry w klasyfikacji Moody’s. Przy czym agencja nie kryje w swoim oświadczeniu „przekonania, że rosnąca dyskryminacja na rynkach finansowych może w najbliższym czasie zwiększyć koszty obsługi portugalskiego zadłużenia”, zapewniła, że jeśli obniży rating, to nie bardziej niż o dwie noty. Portugalia może być najbliższą ofiarą greckiej zarazy zadłużeniowej także dlatego, że jest jednym z najbiedniejszych krajów strefy euro.

[srodtytul]Portugalia chce ciąć deficyt[/srodtytul]

Premier Portugalii Jose Socrates zapowiedział, że jego rząd chce zmniejszyć deficyt budżetowy poniżej założonego na ten roku poziomu 8,3 proc. PKB. W ub.r. wyniósł on 9,4 proc. PKB, co dało Portugalii czwarte miejsce w strefie euro i dlatego agencja Standard & Poor’s już obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej tego kraju do A-, siódmej od góry. Skala długu publicznego Portugalii wynosi jednak 77 proc. PKB, podobnie jak Francji, a deficyt budżetowy do 2013 r. ma być obniżony do 2,8 proc. PKB.

Poważnym problemem Portugalii jest jednak to, że tempo wzrostu gospodarczego tego kraju ani razu od 2001 r. nie osiągnęło 2 proc. rocznie, a to może uniemożliwić osiągnięcie zakładanej redukcji deficytu. Na bieżący rok rząd przewiduje zwiększenie PKB o 0,7 proc. Prawdziwy kłopot polega na tym, że Portugalia ma najmniejszą w całej strefie euro wydajność pracy. Chociaż i stamtąd zaczynają napływać dobre informacje. Deficyt handlowy w I kw. był o 3,7 proc. mniejszy niż przed rokiem, bo aż o 15 proc. wzrósł eksport.

[srodtytul]Granice interwencji EBC[/srodtytul]

Jak, kiedy i w którym kraju skończy się obecny kryzys strefy euro – nie wiadomo. Dotychczas podejmowane działania mają na celu obronę wspólnej waluty, która od końca listopada straciła do dolara 16 proc. A także utrzymanie strefy euro w obecnym kształcie. Przy czym już wiadomo, że nie za wszelką cenę i nie wszelkimi sposobami. Europejski Bank Centralny nie zamierza na przykład kupować obligacji zagrożonych bankructwem krajów.

Takie wyznaczenie granic interwencji może być pierwszym krokiem do zrewidowania kryteriów przystępowania do strefy euro. I nie chodzi już tylko o surowe przestrzeganie zasad zawartych w układzie z Maastricht, czego w przeszłości nie dopatrzono, kierując się przede wszystkim polityczną chęcią maksymalizacji tego ugrupowania.

Przyjęto bowiem, że wspólna waluta jest tak ważnym czynnikiem integracji, że już samo jej wprowadzenie zniweluje wszelkie różnice dzielące poszczególne kraje. Okazało się to myśleniem życzeniowym. I teraz już wiadomo, że oprócz technicznych wskaźników finansowych, które na krótką metę można dopasować do wymogów, decydujący jest rzeczywisty stan gospodarki poszczególnych państw, a mówiąc wprost – stopień ich zamożności.

Agencja ratingowa Fitch już ostrzegła, że rozszerzenie strefy euro na kraje Europy Środkowej i Wschodniej znacząco opóźni się. Ale zdaniem agencji tylko dlatego, że „poważny kryzys spowodował wzrost średniego deficytu budżetowego w ośmiu krajach tego regionu do 6,1 proc. PKB w 2009 r. z 1,1 proc. w 2007 r.”. I w wielu krajach będzie teraz konieczne przejście przez długi i trudny okres ograniczeń budżetowych, aby skorygować nadmierny deficyt. Czyli znowu wąskie, techniczne podejście do problemu rozszerzania strefy euro. Chyba rację ma kanclerz Merkel, podnosząc konieczność stworzenia agencji ratingowej dla strefy. Na razie Niemcy najwięcej płacą za obronę słuszności strefy euro w obecnym kształcie.

Gospodarka światowa
Kolejna wpadka Citigroup. 81 bilionów zamiast 280 dol. na konto klienta
Gospodarka światowa
Czy audyt złota z Fort Knox może przynieść dużą niespodziankę?
Gospodarka światowa
Nerwowa atmosfera w Białym Domu udziela się rynkom. Uderzenie w złotego
Gospodarka światowa
Globalny dług z nowym rekordem
Gospodarka światowa
Więcej fuzji i przejęć w Europie Środkowo-Wschodniej, ale o niższej wartości
Gospodarka światowa
Na Wall Street straty lewarowanych funduszy ETF sięgają 40 proc.