Prognozy amerykańskiego banku przybierają zatem kosmiczne rozmiary. Wydają się one jednak usprawiedliwione, bo nawet na te 110 mld euro na razie nie zgodzili się ani dawcy, bo wymaga to ratyfikacji przez parlamenty wszystkich państw ze strefy euro, ani biorcy, bo Grecy gwałtownie protestują przeciwko drakońskiemu programowi oszczędnościowemu, którego przyjęcie i skrupulatna realizacja są warunkiem niezbędnym udzielenia wynegocjowanej pomocy.
[srodtytul]Bronimy poziomu życia[/srodtytul]
A czas ucieka, bo pierwsze 8,5 mld euro Grecy powinni dostać przed 19 maja, kiedy przypada termin wykupu obligacji właśnie za taką kwotę. Głównym argumentem za udzieleniem Grecji pomocy jest konieczność ratowania wspólnej waluty. – Nie ma alternatywy wobec udzielenia Grecji pomocy, jeśli chcemy zapewnić stabilność obszaru euro. Chronimy zatem naszą walutę – przekonywała w Bundestagu kanclerz Niemiec Angela Merkel. – Nie chodzi wyłącznie o los tego kraju, który kochamy, ale o los naszej waluty. To nasza waluta, nasz poziom życia, których bronimy. Pomagając Grecji i nie pozwalając więcej na nadużycia, które teraz są tak szkodliwe, będziemy mogli utrzymać europejskie marzenie – mówił szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner.
Konieczność ratowania marzeń okazała się jednak marnym argumentem dla uczestników rynku kapitałowego. Kurs euro w stosunku do dolara jest najniższy od marca 2009 r. Przede wszystkim dlatego, że z dnia na dzień narasta groźba rozprzestrzenienia się greckiej zarazy. W obliczu niewypłacalności, a zatem konieczności zabiegania o międzynarodową pomoc, stoją już Hiszpania i Portugalia, a niepewny jest także los Irlandii, która w ubiegłym roku, ale także w tym i przyszłym, miała, ma i będzie miała największy deficyt budżetowy w stosunku do PKB w całej strefie euro – odpowiednio 14,3, 11,7 i 12,1 proc. PKB.
[srodtytul]Niższe oceny wiarygodności[/srodtytul]