We wtorek euro kosztowało 1,21 franka, najwięcej od połowy września br. Szwajcarska waluta osłabiała się też w stosunku do złotego. Za jednego franka było trzeba zapłacić nawet o 0,8 proc. mniej, niż w poniedziałek.
Jako bezpośrednią przyczynę deprecjacji franka analitycy wskazywali komunikat Credit Suisse, drugiego pod względem wartości aktywów szwajcarskiego banku, że z początkiem przyszłego tygodnia wprowadzi ujemne oprocentowanie dużych depozytów z rynku międzybankowego. W praktyce oznacza to, że za możliwość powierzenia bankowi gotówki inne instytucje będą musiały zapłacić. Na razie bank nie podał jednak, jakie stopy procentowe zamierza stosować.
Credit Suisse zdecydował się na taki krok, ponieważ ma problemy z rentownym ulokowaniem gotówki, która napływa do niego szerokim strumieniem od inwestorów poszukujących bezpiecznych przystani dla swojego kapitału. – Sytuację szwajcarskich banków komplikuje to, że regulatorzy wywierają na nie presję, aby ograniczyli wartość aktywów – oceniła Jennifer McKeown, ekonomistka ds. europejskich w firmie analitycznej Capital Economics.
Według Valentina Marinova, stratega rynkowego w banku Citigroup, osłabienie franka jest wynikiem oczekiwań inwestorów, że inne helweckie banki pójdą w ślady Credit Suisse, a to może ograniczyć atrakcyjność szwajcarskiej waluty.
Credit Suisse nie jest jednak pionierem polityki ujemnego oprocentowania dużych depozytów. Już od sierpnia 2011 r. stosuję ją UBS, największy szwajcarski kredytodawca (łącznie te dwie instytucje kontrolują 50 proc. depozytów w Szwajcarii). Decyzja UBS nie powstrzymała jednak aprecjacji franka. Waluta ta umacniała się wobec euro aż do września 2011 r., gdy Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) ogłosił, że nie pozwoli na spadek kursu euro poniżej 1,20 franka.