Jeszcze w czerwcu 2010 r.  średni czas poszukiwania pracy przez Amerykanów wynosił aż 25 tygodni - mówią dane Departamentu Pracy USA. Sytuacja na rynku pracy poprawia się, choć jest ona nadal relatywnie kiepska. Liczba etatów (poza rolnictwem) wzrosła w lutym o 160 tys. a stopa bezrobocia pozostała wówczas na niezmienionym poziomie 7,9 proc. W grudniu zeszłego roku na każdy nowy etat przypadało 3,4 bezrobotnego, gdy w lipcu 2009 r. 6,7 osób.

- Wygląda na to, że potwierdza się diagnoza szefa Fedu Bena Bernanke, że rynek pracy w USA jest dosyć elastyczny i nie grozi nam długi okres wysokiego bezrobocia, czyli coś co widzieliśmy w Europie w latach 80. To sugeruje, że dalsze stymulowanie gospodarki za pomocą polityki pieniężnej może przynieść większą ulgę - twierdzi Dale Mortensen, ekonomiczny noblista i zarazem wykładowca na Northwestern University.

- Mniejsza dekoniunktura na rynku pracy sprawi, że wzrośnie popyt na usługi agencji pracy tymczasowej. Ponieważ trudniej będzie znaleźć wykwalifikowanych pracowników, wielu spółkom będzie potrzebne zewnętrzne wsparcie, by obsadzić etaty - prognozuje effrey M. Silber, analityk z BMO Capital Markets.