I tak ma być- zdaniem analityków- przez dłuższy czas. Podstawą do takich prognoz jest między innymi bardzo krótkotrwała reakcja rynku na irańsko-amerykańskie napięcie w pobliżu Cieśniny Ormuz, podstawowej drogi transportu ropy z Bliskiego Wschodu. Zdaniem Goldmana Sachsa taka cena utrzyma się przynajmniej przez rok. jednym z argumentów jest łagodzenie kłopotów z wydobyciem w Libii i Nigerii. „Zwyżka cen w sierpniu była zdecydowanie przesadzona"- czytamy w analizie Goldmana Sachsa.
Arabia Saudyjska, Rosjanie, Irańczycy, Irakijczycy a nade wszystko Wenezuelczycy chętnie widzieliby zwyżkę cen. Wszyscy podkreślają, że dwudniowa ministerialna konferencja pod koniec września powinna korzystnie wpłynąć na stabilizację. To, czego nie mówią, to że są zdeterminowani utrzymać swój udział rynkowy, co w przypadku rosnących dostaw z Iranu oznacza wzrost wydobycia w tych krajach, które mają jeszcze wolne moce.
Tyle, że do tego czasu wszyscy, poza Wenezuelczykami pompują ile się tylko da, żeby jeśli już zostanie podjęta decyzja o zamrożeniu poziomu wydobycia, to żeby ten poziom był odpowiednio wysoki. Wydobycie w Arabii Saudyjskiej wynosi już 10,67 mln baryłek dziennie. Podobnie jest w Rosji. W Iraku i Iranie zbliża się do 4 mln, Wenezuela ledwo jest w stanie „wyciągnąć" 2 mln baryłek, a wydobycie nieustannie spada i w tej chwili rządowi zaczyna brakować środków na import paliw, których ten kraj był kiedyś eksporterem. A firmy, które sprzedają Wenezuelczykom, wśród nich Shell, Łukoil, Rosnieft, PetroChina i ChinaOil domagają się przedpłat, zanim wyładują towar. Teraz po latach zaniechanych inwestycji Wenezuelczycy nie są w stanie pompować tyle, by zaspokoić własne potrzeby. Dlatego prezydent Nicolas Maduro za wszelką cenę chce wzrostu cen ropy, co nawet przy nieuniknionym spadającym wydobyciu dałoby stabilny dochód. Po spotkaniu z irańskim ministrem ds. ropy, Bijanem Namdarem Zanhanehem przekonywał, że obydwie strony chcą stabilnych cen na rynku. Dla Wenezuelczyków „stabilnych" oznacza tak wysokich, jak tylko jest to możliwe.