Inwestorzy od wielu miesięcy nastawiali się na to, że 45. prezydentem USA zostanie Hillary Clinton. W tej wierze utwierdzały ich sondaże wskazujące na przewagę kandydatki demokratów. W wyborczą noc z wtorku na środę musiało więc dojść do gwałtownego otrzeźwienia. Gdy wstępne dane zaczęły wskazywać, że Donald Trump prowadzi na Florydzie oraz w kilku innych kluczowych stanach, część inwestorów wpadła w panikę. Meksykańskie peso (waluta kraju, który może silnie stracić ekonomicznie na prezydenturze Trumpa) zniżkowało wobec dolara nawet aż o 13 proc., słabnąc do rekordowego poziomu. Sesja na giełdach azjatyckich przyniosła w wielu przypadkach silną wyprzedaż. Tokijski indeks Nikkei 225 zamknął się aż 5,4 proc. na minusie, Hang Seng, czyli główny indeks giełdy w Hongkongu, spadł o 2,2 proc., koreański Kospi o 2,3 proc. (ale chiński Shanghai Composite zniżkował o zaledwie 0,6 proc.). Nerwowość inwestorów rosła wraz z wynikami z poszczególnych stanów wskazującymi na zwycięstwo Trumpa. Złoto zdrożało do 1333 USD za uncję, a sesja na wielu europejskich giełdach zaczynała się od przeceny. Niemiecki indeks DAX tracił rano nawet 2,9 proc., a francuski CAC40 nawet 3 proc.
Mijający szok
Później jednak przyszło uspokojenie emocji i wyhamowanie spadków. Po południu większość europejskich indeksów giełdowych traciła już mniej niż 1 proc. DAX spadał o 1,4 proc., a CAC 40 – o 1,6 proc. Brytyjski FTSE250 przez pewien czas lekko zyskiwał. Złoto staniało do 1302 USD za uncję. Wybór został natomiast dobrze przyjęty przez rynek rosyjski. Moskiewski indeks RTS rósł po południu o 1,7 proc.
Część analityków wskazuje, że możemy mieć do czynienia z podobnym rynkowym scenariuszem jak w przypadku brytyjskiego, czerwcowego referendum w sprawie Brexitu. - Wszystko, co się wydarzyło, nosi podobne znamiona jak to, co było przy sprawie Brexitu. Najpierw nadmierna wiara w błędny scenariusz, później zaskoczenie i panika, po której następuje szybkie odbicie. Tym razem wszystko to jednak dzieje się szybciej niż wtedy – twierdzi Mike van Dulken, analityk z firmy Accendo Markets.
– W krótkim terminie okazuje się, że wygrana Donalda Trumpa nie niesie ze sobą nadmiernego dramatu na rynkach, chociaż teoretycznie nie takiego wyniku rynki oczekiwały. Dolar, który w pierwszym momencie stracił, zaczyna szybko odrabiać – wskazuje Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.
Oczywiście wciąż dają o sobie znać czynniki ryzyka. – Zaskakujące zwycięstwo Donalda Trumpa jest przyjmowane zaskakująco dobrze przez rynek, na co wpływ miało m.in. łagodne przemówienie zwycięzcy, spodziewane poluzowanie polityki fiskalnej, wzrost wydatków na infrastrukturę i ryzyko późniejszej, niż oczekiwano, podwyżki stóp procentowych przez Fed. Spodziewamy się, że wraz z powstawaniem programu rządu, a zwłaszcza z przybieraniem wyraźniejszych kształtów przez ryzyko geopolityczne, różnice między rynkami EMEA (Europa, Bliski Wschód, Afryka) staną się bardziej ewidentne. Nie spodziewamy się odpływów od klas aktywów z rynków wschodzących, ale dużo mniejszych stóp zwrotu w 2017 r. – prognozuje Peter Attard Montalto, analityk z banku Nomura.