W poniedziałek S&P 500 spadł o 4,1 proc., a więc zaliczył największą dzienną zniżkę od sierpnia 2011 r. Korekta na Wall Street nabrała rozmachu, odciskając swoje piętno na całym giełdowym świecie. – Podstawą spadków są wyśrubowane do granic wyceny akcji. Historycznie bardzo długi okres skompresowanej, niskiej zmienności tradycyjnie kończy się jej potężnym wybuchem. Ostatnie spadki można traktować jako „zdrową korektę" – uważa Maciej Morawski, analityk TMS Brokers. Zdrową korektą „zaraziły się" wszystkie parkiety w Europie, o czym najlepiej świadczy fakt, że sesyjne minima indeksów DAX i CAC40 to najniższe poziomy od września 2017 r.
Najmocniej skorelowany z zagranicą rodzimy indeks – WIG20 – spadał we wtorek nawet o 4,1 proc., do 2401 pkt,
i należał do najgorszych wskaźników giełdowych Startego Kontynentu. Indeks zaatakował średnią kroczącą z 200 sesji, co zwiększa ryzyko silniejszej wyprzedaży. Swoje lokalne wsparcia przełamały też mWIG40 i sWIG80. I choć sytuacja techniczna znacznie się pogorszyła, to analitycy studzą pesymizm. – Perspektywy wzrostu zysków amerykańskich spółek w dalszym ciągu są przyzwoite, co będzie trzymać wskaźniki wycen w ryzach. Podobnie sytuacja wygląda na GPW. Technicznie testem na WIG20 będzie poziom 2400 pkt, przełamanie go otworzy drogę do 2350 pkt. Trudno jest jeszcze jednak mówić o odwróceniu trendu – mówi Kamil Hajdamowicz, analityk Polskiego Domu Maklerskiego. Analitycy uzasadniają swój spokój m.in. tym, że zniżek na Wall Street nie potwierdziły inne klasy aktywów, w tym waluty oraz obligacje.