– Obecnie obliczamy koszty powodzi. Jeśli okaże się, że wprowadzenie poprawki do budżetu jest konieczne, że to może ułatwić pomoc ofiarom, wtedy rozważymy taki krok – powiedział we wtorek w Luksemburgu minister finansów Jacek Rostowski. Dodał, że dzięki ostrożności przy projektowaniu ustaw budżetowych w ostatnich latach sytuacja polskich finansów publicznych jest na tyle silna, że „pozwoli Polsce poradzić sobie z tym wyzwaniem”.

W poniedziałek rzecznik rządu Paweł Graś zapewniał, że zmiany w ustawie nie będą konieczne. Rząd zabezpieczył bowiem na likwidację zniszczeń popowodziowych ponad 6 mld zł. W rezerwach celowych (na usuwanie klęsk żywiołowych i na inwestycje unijne) zgromadzono około 2,2 mld zł. Pozostałą część znalazły poszczególne resorty.

Ekonomiści szacują koszty powodzi na około 13 – 14 mld zł. Większość przypomina, że wydatki na likwidację strat i umocnienie wałów będą ponoszone przez kolejne kilka lat, trudno zatem mówić o dużej dziurze w tegorocznym budżecie państwa – tym bardziej, że deficyt może się okazać niższy, niż planowano.

Po powodzi tysiąclecia w 1997 r. Sejm zmienił ustawę budżetową, przewidując m.in., że rząd skorzysta z kredytu Narodowego Banku Polskiego (obecna konstytucja na to nie pozwala). Polska otrzymała wówczas również pomoc od rządu Stanów Zjednoczonych, a instytucje centralne ograniczyły swoje wydatki. Według szacunków na bazie cen z 2010 r. ówczesne straty sięgnęły około 20 mld zł (1,4 proc. PKB).