To była dziwna sesja na warszawskiej giełdzie. Można było podczas niej mieć wiele chwil zwątpienia i łatwo było uwierzyć, że prawdziwa korekta już nie tylko puka do drzwi, ale wchodzi na nasz rynek z futryną. Ostatecznie jednak wiadomo, że nic nie wiadomo.
W zasadzie od początku notowań podaż przystąpiła do ataku. Nie minęła nawet połowa notowań, a WIG20 tracił ponad 1 proc. i spadł poniżej 2300 pkt. Wpisywało się to dobrze w nastroje, które widzieliśmy już we wtorek na rynku, a także w to, jak zachowywały się europejskie parkiety w środę. Tam znów widzieliśmy przewagę podaży więc mocne spadki na GPW raczej nie dziwiły. WIG20 w dół ciągnęły m.in. akcje Allegro, które w ciągu dnia traciły na wartości nawet ponad 4 proc. Mijały kolejne godziny handlu i wydawało się, że giełdowe byki są bezbronne i trzeba pogodzić się z kolejnym dniem wyraźnych spadków. Tym bardziej, że kolor czerwony zawitał też po rozpoczęciu notowań na Wall Street.
Czytaj więcej
Marek Dietl, prezes GPW, uważa, że po dobrym 2023 r. również i nowy rok zapowiada się bardzo dobrze.
Na ostatniej prostej nasz rynek wykonał jednak zaskakujący zwrot na północ. Błyskawicznie zaczął odrabiać poranne straty. Pojawiła się nawet szansa, że byki z środowej batalii wyjdą zwycięsko. Było to tym bardziej zaskakujące, gdyż na innych rynkach nastroje nie tylko się nie polepszy, ale nawet pogorszyły. W tym otoczeniu nasz rynek pokazał jednak moc. WIG20 ostatecznie co prawda stracił na wartości, ale jedynie 0,4 proc. Patrząc na przebieg notowań, a także na to, co działo się na innych rynkach wynik ten można uznać za więcej niż przyzwoity. W czwartek okaże się natomiast czy nie za bardzo wyszliśmy przed rynkowy szereg
Nasz rynek w środę wspierany był m.in. mocną postawą złotego, który też sprzeciwił się globalnym trendom w tym m.in. umocnieniu dolara.