Przez kilka poprzednich sesji indeks dużych spółek skupiał się głównie na obronie wsparcia w okolicach 2000 pkt i choć sprzedającym dwukrotnie udało się dotrzeć daleko za okopy kupujących, to jednak w cenach zamknięcia okrągły poziom pozostał nietknięty. Przypomnijmy, że w tym samym miejscu utworzył się także dołek na początku lipca, zaś w maju lokalny szczyt, a zatem pułap 2000 pkt, ma znaczenie nie tylko psychologiczne. W czwartek od rana przeważały dobre nastroje na rynkach. Przewagą koloru zielonego zakończyły się notowania w Azji, a wcześniej swoje kursy mocno poprawiły indeksy amerykańskie. Można było więc oczekiwać, że warunki pozwolą na kontrę popytu także na GPW. Tak też się działo, ale tylko w pierwszych godzinach sesji. WIG20 po pierwszych 60 minutach dosięgał 2036,5 pkt, znajdując się najwyżej od czterech dni. W kolejnych godzinach popyt zaczął się jednak stopniowo wycofywać, czego skutkiem było zejście poniżej poziomu zamknięcia z poprzedniego dnia na nieco ponad 2 godziny przed końcem handlu. Pogorszenie notowań nastąpiło także na głównych europejskich rynkach. Niemal w ten sam sposób zachował się niemiecki DAX.

Po południu w notowaniach WIG20 działo się już niewiele. Sesja w Stanach Zjednoczonych początkowo zaczęła się co prawda od zwyżek, jednak zostały one szybko stłumione przez sprzedających. To z kolei jeszcze zepchnęło europejskie indeksy. DAX pod koniec dnia tracił już 0,5 proc. WIG20 w tych warunkach nie był już w stanie się podnieść, choć i sprzedającym nie udało się wiele ugrać. Ostatecznie indeks dużych spółek zakończył dzień zniżką o 0,14 proc. Długi górny cień nad świecą dzienną dla popytu wygląda kiepsko, ale z drugiej strony pułap 2000 pkt pozostaje jako silna linia obrony.

Brak zdecydowania inwestorów można też tłumaczyć wyczekiwaniem na sygnały płynące z Jackson Hole, gdzie wystąpi m.in. przewodniczący Rezerwy Federalnej.