Pokonanie przez amerykański Nasdaq Composite progu 20-proc. zwyżki od dna, uznawanego umownie za granicę hossy – po tym jak analogicznym osiągnięciem już w marcu mógł się pochwalić jego węższy krewniak Nasdaq-100 – to kolejny dowód relatywnej siły akcji spółek technologicznych.

Owa domniemana nowa hossa bywa jednak posądzana o wyjątkowo wąski charakter. Faktycznie, za zwyżkę indeksów odpowiada w przytłaczającym stopniu garstka technologicznych gigantów. Jeśli zaś spojrzymy na szerszy rynek akcji w USA, to sytuacja jest daleka od solidarnej hossy. I chodzi tu nie tylko np. o indeks amerykańskich banków regionalnych, który wraz z nadejściem maja gwałtownie wyłamał się dołem z konsolidacji trwającej od marcowego załamania. W oczy rzuca się relatywna słabość gromadzącego rzeszę małych spółek Russell 2000, któremu bliżej do ubiegłorocznego dna bessy niż do progu nowej hossy.

Wąski charakter trendu wzrostowego na Wall Street nie pozostaje bez związku z ogólnymi tendencjami makroekonomicznymi. Najnowsza ankieta Fedu wśród komitetów kredytowych banków (tzw. SLOOS) pokazała dalsze zacieśnienie kryteriów przyznawania pożyczek, a jednocześnie dalsze obniżenie popytu na kredyty dla firm – historycznie takie sygnały oznaczały podążanie w kierunku recesji. Na razie jednak tej recesji jeszcze nie widać.