Po tym, jak w poniedziałek WIG20 wyrysował pokaźny młot (świeca zapowiadająca odwrócenie trendu na wzrostowy), a we wtorek kontynuował ruch na północ, inwestorzy mogli mieć spore oczekiwania wobec środowej sesji. Dla byków była to okazja na przejęcie kontroli. Sprzyjało też otoczenie – w Azji wszystkie główne indeksy finiszowały na zielono, a następnie od zwyżek rozpoczęła dzień większość giełd w Europie. Krajowy WIG20 w pierwszych kilkudziesięciu minutach złapał jednak zadyszkę. Indeks dużych spółek zszedł w okolice 1705 pkt, czyli połowy zielonej świecy z wtorku. Było to pierwsze naturalne wsparcie w krótkim terminie, co kupujący wykorzystali. Po dwóch godzinach sesji WIG20 świecił już na zielono, a dokładnie na półmetku wzniósł się do 1730 pkt. Jak się jednak miało okazać, był to zarazem szczyt możliwości byków mimo utrzymujących się lekko pozytywnych nastrojów w Europie. Zaraz po południu WIG20 zaczął się szybko osuwać, czego już nie byli w stanie powstrzymać kupujący. Zniżka wyhamowała w rejonie porannych minimów i ostatecznie – z wynikiem minus 0,69 proc. – w tym miejscu WIG20 zakończył środową sesję. Przyczyny słabości WIG20 oczywiście łatwo wskazać - WIG-banki, który w tym roku jest 4,8 proc. pod kreską, tracił na koniec dnia 1,4 proc., wymazując część 3,9-proc. zwyżki z poprzedniego dnia. Z pozytywów warto wskazać, że WIG20 sięgnął najwyższych poziomów w tym tygodniu, jednak styl drugiej połowy sesji wskazuje, że stroną dominującą pozostają sprzedający. Z technicznego punktu widzenia niewiele się zmieniło – zniżka zatrzymała się w połowie świecy z poprzedniego dnia, co nie rodzi dla byków poważnych konsekwencji.

Trudno się też dziwić, że żadna ze stron rynku nie kwapiła się, by postawić kropkę nad „i”. Na wieczór naszego czasu zaplanowane było posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej, którego wydźwięk będzie miał kluczowe znaczenie dla atmosfery na rynkach w kolejnych dniach. - Sesja miał dwie czytelne części, w pierwszej rynek rósł razem z otoczeniem, by w drugiej poszukać spadków na bazie impulsów z otoczenia - analizował Adam Stańczak z DM BOŚ. - Zachowanie rynku jawi się jako zrozumiałe, gdy przyjmie się założenie, iż dni czekania na komunikaty FOMC zwykle owocują rozdaniami o małej dynamice i niskich wolumenach. Rynek skorzystał z okazji do schowania się w scenariuszy klasycznie granym w trakcie posiedzeń FOMC, ale nie ma wątpliwości, iż w czwartek zmienność wróci na plan pierwszy, a solidarna ze światem reakcja na doniesienia z USA zapewne przełoży się na otwarcie sesji luką - zakładał Stańczak.