W ciągu kilku sesji od zinterpretowanego jako gołębie wystąpienia szefa Fedu Jerome’a Powella w instytucie Brookings amerykański S&P 500 skasował większość tamtego jednodniowego, euforycznego wystrzału w górę. Jeśli spojrzeć na sytuację techniczną indeksu z nieco dalszej perspektywy, to widać, że te ruchy w ostatnich dniach wpisują się doskonale w formację tzw. klina, obejmującą całe odreagowanie trwające od października. Wg stanu na moment pisania tego komentarza S&P 500 dotknął właśnie dolnego ramienia klina. Ewentualne przebicie tej linii, łączącej lokalne dołki, począwszy od tego z 13 października, byłoby sygnałem zmiany kierunku na spadkowy.

W tle trwa debata na temat tego, czy amerykańskiej gospodarce uda się „miękko wylądować” (ang. soft landing), czy raczej podda się pierwszej poważniejszej od 2009 r. recesji (nie licząc chwilowej recesji covidowej z 2020 r.). W miarę bezbolesne zakończenie spowolnienia gospodarki w połączeniu ze słabnącą inflacją byłoby dobrym przepisem na hossę. W tym kontekście w centrum uwagi będzie zaplanowany na 13 grudnia odczyt inflacji CPI za listopad. Wydaje się jednak, że – jakkolwiek oczekujemy obniżania się inflacji – listopadowy odczyt nie będzie wystarczający, by zniechęcić Fed do podwyżki stóp o 50 pkt baz. na zaplanowanym dzień później posiedzeniu. Do lutego stopa ma dojść do 5 proc.