Zakłada się, że wzrost cen (CPI) w ujęciu rok do roku spowolni do 8,7 proc. z 9,1 proc. w czerwcu, zaś miesiąc do miesiąca wyniesie już tylko 0,2 proc. Inwestorzy będą wyczuleni na wszelkie niespodzianki w raporcie o inflacji, poszukując uzasadnienia dla potencjalnie mniej jastrzębiej polityki Fed. Już po lipcowym posiedzeniu Jerome Powell wspominał o bardziej elastycznym podejściu do podwyżek stóp. Na razie jednak trudno mówić o przełomie z prawdziwego zdarzenia, bo według oczekiwań rynkowych na najbliższym posiedzeniu 20–21 września Fed ma dokonać kolejnej mocnej, 75-punktowej podwyżki, a potem w listopadzie i grudniu podnieść stopy jeszcze po 25 pkt baz. Warto na marginesie dodać, że tempa nabiera redukcja bilansu Fedu, który w ostatnim tygodniu skurczył się do poziomu najniższego od lutego br.

Podczas gdy wyczekiwany niecierpliwie „gołębi” zwrot w polityce Fedu – który miałby przerodzić letnie odbicie na Wall Street w hossę – ciągle się nie materializuje, to jednocześnie zaciemniają się perspektywy odnośnie do wzrostu gospodarczego. Jak podała OECD, globalny wskaźnik wyprzedzający koniunktury (CLI) spadł do poziomu najniższego od 20 miesięcy. I na tym prawdopodobnie jeszcze nie koniec. Reasumując, rynki niecierpliwie wyczekują oznak spowolnienia inflacji, choć nie wydaje się, by były one od razu na tyle mocne, by miały skłonić Fed do rezygnacji ze ścieżki podwyżek stóp.