Zgodnie z teorią mogliśmy wejść w fazę obligacyjną. Opisuje się ją jako ten moment, gdy gospodarka zaczyna zwalniać, odczyty dynamiki wzrostu są niższe, a inflacja z kolei jest bliska szczytu. To ten moment, gdy teoretycznie rynki mogą zacząć wyceniać pauzę w działaniach banków centralnych związanych z podwyżkami stóp procentowych. Mimo że podwyżki stóp procentowych mogą być jeszcze kontynuowane przez kwartał lub dwa, to rynek wydaje się dyskontować przyszłość. Stąd już dziś, mimo szans na dalsze podwyżki stóp procentowych w USA, strefie euro czy nawet w Polsce, rynek cofa się z oczekiwaniami na dalszą przyszłość, zakładając, że w 2023 r. możemy zobaczyć obniżki stóp procentowych. W teorii obligacyjna faza cyklu może trwać do momentu, gdy inflacja wróci w okolice celu banków centralnych.

Teoretycznie lepszy okres dla bardziej ryzykownych aktywów może nadejść dopiero w dalszej części cyklu koniunkturalnego, gdy pojawią się pierwsze oznaki ożywienia w światowej gospodarce. Do tego momentu rynek może czekać jeszcze trudna jesień i zima, zwłaszcza dla Europy. Przy słabych danych mogłoby to później stworzyć pole do potencjalnie bardzo niskiej bazy w kolejnych odczytach danych makroekonomicznych.