Na wczorajszym zamknięciu główne indeksy europejskie straciły od 0,73% (CAC40) do 1,16% (DAX), wymazując większość poinflacyjnych strat. Nawet lepiej radziła sobie GPW, gdzie po tragicznym wtorku WIG20 spadł o 0,47%, mWIG40 o 0,37%, a sWIG80 o 0,80%. Po silnych przecenach odbijały PGNiG (+3,88%) i Orlen (+1,58%), ale dane uderzały w spółki technologiczne – największe negatywne kontrybucje wnosiły Allegro (-3,05%) i CD Projekt (-4,28%). Jeszcze gorzej od nich zachowywała się JSW (-5,38%).
S&P 500 spadł wczoraj o 0,45%, a Nasdaq o 0,15%. Rozwiązanie takiego układu sił wydaje się leżeć w tym, że rynek uodparnia się na bieżące dane inflacyjne, wierząc, że załamanie cen surowców doprowadzi do ustalenia szczytu w III kw. 2022 r. na nieco wyższym lub niższym poziomie. Jednocześnie jednak zdaje sobie sprawę, że przy obecnej retoryce Fedu jest wielce prawdopodobne, że FOMC będzie natychmiast reagowało na bieżący wskaźnik przyspieszaniem podwyżek. W chwili obecnej wspominane jeszcze niedawno przez Jerome’a Powella 50 pb. zacieśnienia wydaje się odległą przeszłością. Po wczorajszym zamknięciu podwyżka o 100 pb. wyceniana jest już w 77,4%, scenariuszem bazowym na zakończenie roku stało się dojście do przedziału 375-400 pb. Jednocześnie jednak rentowności obligacji 10-letnich, które bezpośrednio po danych wybiły się w górę, bardzo szybko zawróciły, by zamknąć się na poziomie 2,93%, niższym niż we wtorek. Jest to już naprawdę wyraźny sygnał narastającego przekonania o tym, że silne zacieśnienie okaże się kolejnym „policy mistake”, wpędzając amerykańską gospodarkę w silniejszą recesję. Wyceny długu coraz wyraźniej wskazują, że w I półroczu 2023 r. Komitet będzie wycofywał się z podwyżek rakiem, obniżając stopy o 25-50 pb. Trudno zakładać, że członkowie FOMC tego nie widzą. Wydaje nam się zatem, że ruch o 75 pb. w lipcu przy jednoczesnym zarysowaniu opcji kolejnego o tej wielkości we wrześniu wydaje się rozsądniejszą strategią niż gwałtowna reakcja na wczorajszą publikację.
Sesja w Azji ma mieszany przebieg, rosną Sensex i Nikkei, spadają giełdy chińskie, ale na starcie dnia scenariuszem bazowym w Polsce, Europie i USA wydaje się dalsze osuwanie indeksów. Mogłoby ono przybrać na sile, gdyby przełamany został parytet EUR/USD. Czynniki, które mogą zakwestionować spadki to niższy od oczekiwań odczyt amerykańskiego PPI (inflacja producencka ma charakter wyprzedzający, wiec nie jest on wykluczony nawet po wczorajszych danych, negatywnych niespodzianek nie było na niej już od dwóch miesięcy) lub dobre wyniki JP Morgan Chase i Morgan Stanley, które tradycyjnie otworzą właściwą część sezonu wynikowego za II kwartał. Z uwagą na pewno śledzone będzie także wystąpienie C. Wallera z FOMC.
Dziś liderem Nikkei
Piotr Neidek, BM mBanku
Czwartek jak na razie przebiega korzystnie dla graczy z azjatyckich parkietów. Nie licząc giełdy w Singapurze wszystkie najważniejsze indeksy mienią się na zielono. Wprawdzie skala wzrostów nigdzie nie przekracza 1%, jednakże druga część tygodnia należy do byków. Tym razem liderem jest Nikkei 225 (+0,8%), który kolejny dzień odrabia wtorkowe straty. Wciąż jednak brakuje do wybicia oporu zlokalizowanego na wysokości 27000 punktów. Właśnie tam zatrzymała się lipcowa zwyżka. Przełamanie tej strefy otworzyłoby bykom drogę na północ.
Poranne notowania kontraktów na S&P 500 jak na razie prezentują się neutralnie (-0,1%). Nie oznacza to jednak, że sytuacja techniczna pozostaje korzystna dla byków. Po wczorajszej przecenie na amerykańskim parkiecie, przewagę wciąż posiadają niedźwiedzie. O roczne minima otarł się DJTA, który w końcówce ledwo co utrzymał się powyżej psychologicznego poziomu 13000 punktów. Na wykresie tygodniowym wciąż brakuje pozytywnych formacji, na bazie których jankeskie byki mogłyby zbudować wzrostowy impuls. Zasięg spadków liczony wg formacji G&R wskazuje na ruch w kierunku 11500 pkt. Czyli tam, gdzie przebiegają ważne szczyty z okresu lat 2018 – 2020.