Dynamiczne odreagowanie spadków na Wall Street podczas poprzednich kilku sesji pozwoliło – przynajmniej na razie – uratować S&P 500 przed przekroczeniem umownego progu bessy na poziomie 20-proc. spadku od szczytu (3837 pkt w cenach zamknięcia). Po każdorazowym przekroczeniu tego progu (licząc od początku lat 90. XX wieku) trend spadkowy ulegał potem zawsze dalszemu znacznemu pogłębieniu (takie sygnały pojawiły się w latach 2020, 2008, 2001).

Czy po wybronieniu się przed przekroczeniem granicy bessy giełdowe byki z USA mogą liczyć na dalsze sukcesy? Oby tak było, chociaż trzeba przyznać, że piętrzą się przed nimi trudne do pokonania przeszkody. Dotychczasowy wzrost kosztów pieniądza na świecie, w połączeniu z umocnieniem dolara, tworzą presję na dalsze osłabienie wskaźników wyprzedzających globalnej koniunktury gospodarczej. Ta presja powoli zaczyna też przekładać się na prognozy zysków spółek. Ostatni tydzień przyniósł pierwszy mocny spadek średniego szacunku zysku na akcję (EPS) indeksu S&P 500 na 2023 r., a prognozy na ten rok utknęły w miejscu. W czerwcu ma się rozpocząć redukcja bilansu Fedu, co w połączeniu z mniejszym QE w Europie oznaczać będzie stopniowo coraz większy drenaż płynności z systemu finansowego. Trzymajmy kciuki, by giełdowe byki nie spoczęły zbyt szybko na laurach po ostatniej obronie granicy bessy.