Po poniedziałkowej euforii na GPW, we wtorek w zasadzie nie było już śladu. Byki co prawda próbowały w ciągu dnia coś ugrać, ale otoczenie nie pozwoliło na zbyt dużo.

Już na dzień dobry byliśmy świadkami cofnięcia. WIG20 w pierwszych minutach tracił około 0,7 proc. Niedźwiedzie szły za ciosem i po dwóch godzinach notowań spadki głównego indeksu oscylowały w granicach 1 proc. Otoczenie zachowywało się podobnie, a w niektórych przypadkach nawet jeszcze gorzej. Francuski CAC40 spadał 1,5 proc. Około 1 proc. pod kreską był także niemiecki DAX.

GG Parkiet

Z czasem jednak sytuacja na GPW zaczęła się poprawiać. WIG20 zaczął powoli odrabiać straty i szło mu to na tyle dobrze, że w zasadzie w połowie notowań był już na symbolicznym plusie. Inne indeksy w Europie też nieco odbiły, ale sporo im brakowało do tego, by wyjść nad kreskę. Plany byków, by znów wyjść zwycięsko z giełdowego pojedynku runęły jednak w momencie, kiedy na dobre do handlu wzięli się Amerykanie. Na Wall Street nie było żadnej wątpliwości, kto rozdaje karty. Niedźwiedzie przystąpiły do szturmu. S&P 500 niedługo po rozpoczęciu notowań znalazł się ponad 2 proc. pod kreską. Jeszcze gorzej prezentował się technologiczny Nasdaq, który spadał ponad 3 proc. To nie pozostawiło wyboru inwestorom na GPW. Nieśmiałe zwyżki, które pojawiły się w połowie notowań, w drugiej części dnia znów zamieniły się w spadki. WIG20 na ostatniej prostej znów znalazł się ponad 1 proc. na minusie i można było się już pogodzić z tym, że byki nie będą w stanie zbyt wiele ugrać. Ostatecznie indeks największych spółek stracił 1,4 proc.

Po dwóch sesjach tego tygodnia inwestorzy mogą mieć mieszane uczucia. Z jednej strony w poniedziałek mieliśmy bardzo mocny wzrost. WIG20 zyskał bowiem 3 proc. Wtorkowe cofnięcie popsuło nastroje i też pokazało, że kierunek naszemu rynkowi wyznaczają trendy globalne, a przede wszystkim to, co dzieje się na Wall Street.