Wczorajsza sesja to poważny cios dla posiadaczy akcji, nawet jeśli z przymrużeniem oka potraktujemy ostry spadek WIG20 ze względu na jego chwiejną naturę i tendencję do nadmiernych reakcji na światowe wydarzenia. Niestety w ślad za WIG20 poszedł też WIG, z impetem łamiąc wsparcie na wysokości dołków z przełomu listopada i grudnia 2009 r. (39 083- -39 169 pkt).
Znaczenie tego jest tym większe, że jednocześnie została przebita monitorowana przez nas idąca dotąd w górę ruchoma linia obrony (w trendzie wzrostowym jest wyznaczana przez dołki kolejnych korekt spadkowych, jeśli korekty te wyniosły co najmniej 3 proc.). Sygnał ten pojawił się po raz pierwszy od zakończenia bessy późną zimą ubiegłego roku.
Tak samo bezprecedensowy w skali ostatnich 12 miesięcy jest inny sygnał techniczny - spadek WIG-u poniżej 100-sesyjnej średniej kroczącej, która w ostatnich latach jest w miarę dobrą wskazówką co do długoterminowej koniunktury.
Co gorsza, te fatalne wydarzenia miały miejsce w warunkach silnego wyprzedania sygnalizowanego przez oscylator stochastyczny, co również jest sytuacją bezprecedensową w historii 12-miesięcznego trendu wzrostowego i wskazuje na rosnącą przewagę niedźwiedzi.
Widać zatem, że w rok po rozpoczęciu hossy nagle pojawił się zestaw bardzo niekorzystnych sygnałów technicznych. Sygnałów, które mają nie tyle chwilowe znaczenie, ile dotyczą średnioterminowego horyzontu inwestycyjnego. Z punktu widzenia analizy trendu posiadanie akcji staje się coraz bardziej ryzykowne. Pojawia się odwieczny dylemat - czy trzymać akcje w nadziei na niepewne odbicie, czy może czym prędzej redukować długie pozycje, odsuwając nadzieje i kierując się konkretnymi sygnałami (które jednak przecież nie zawsze się muszą sprawdzać)?