Na warszawskim parkiecie zapachniało wczoraj paniką. Spadek WIG20 o ponad 4,1 proc. oznacza, że był to jeden z trzech najgorszych dla posiadaczy akcji dni w trakcie hossy rozpoczętej w lutym 2009 r. Indeks dużych spółek z impetem przebił co gorsza dołek z połowy grudnia ub. r. (2314 pkt), będący ważnym poziomem wsparcia dla zwolenników analizy technicznej, i znalazł się najniżej od trzech miesięcy (podobnie jak WIG). Od tegorocznego szczytu odsunął się już o 8,2 proc.

O fatalnych nastrojach inwestorów przesądziła sytuacja na rynkach światowych, gdzie rosną obawy przed problemami finansowymi tzw. krajów peryferyjnych strefy euro. Kiedy już się wydawało, że udało się opanować sytuację w Grecji, uwaga inwestorów przeniosła się nagle na borykające się z podobnymi trudnościami Hiszpanię i Portugalię. Wczoraj indeksy giełdowe w tych krajach spadły po ponad 5 proc., czemu towarzyszyła wyprzedaż tamtejszych obligacji skarbowych i spadek kursu euro w relacji do dolara do poziomu z połowy czerwca 2009 r.

Obawy te znalazły szybko odzwierciedlenie na innych rynkach, nie tylko wschodzących, co uderzyło także w polskie akcje. Przecenę przyspieszyły nieco słabsze od oczekiwań dane o liczbie nowych zasiłków dla bezrobotnych w USA. Wieczorem indeksy w Stanach spadały po ponad 2 proc. Po kilka procent traciły też złoto i ropa.

Dlaczego WIG20 znalazł się w gronie najmocniej spadających na świecie indeksów? W pewnym stopniu przyczyniły się do tego zapowiedzi MSP, które chce sprzedać większy niż wcześniej deklarowało pakiet PGE oraz pozbyć się walorów TP.