Niestety na razie próby mobilizacji kupujących trudno ocenić pozytywnie. WIG od dołka odbił się w ciągu dwóch dni zaledwie o 1,2 proc. (licząc w cenach zamknięcia), niwelując nieistotną część ostatnich strat.
Do zanegowania lub choćby osłabienia znaczenia serii sygnałów sprzedaży, o których pisałem w końcu minionego tygodnia, jest wciąż bardzo daleko. Aby obraz rynku uległ zdecydowanej poprawie, WIG musiałby, po pierwsze, sforsować krótkoterminową barierę, jaką stanowi luka bessy z 5 lutego, rozciągająca się w szerokim przedziale 38 218 - 38 779 pkt. To wymagałoby znacznie większej mobilizacji popytu niż w ostatnich dwóch dniach.
Po drugie, owa luka bessy była konsekwencją sforsowania położonych jeszcze wyżej poziomów oporu: dołków z listopada i grudnia 2009 r. (39 083 - 39 169 pkt) oraz przebiegającej praktycznie w tej samej okolicy półrocznej średniej kroczącej.Podsumowując, strefa 38 218 - 39 169 pkt stanowi barierę, która będzie kluczowa dla oceny kondycji rynku w nadchodzących dniach, a być może nawet tygodniach.
Ewentualna nieudana próba ataku na strefę oporu będzie prowokować do ponownego agresywnego ataku podaży i umożliwi przebicie wspomnianego na początku listopadowego dołka, który w ostatnich dniach wyhamował przecenę. W razie takiego niekorzystnego dla posiadaczy akcji rozwoju wydarzeń trudno byłoby uniknąć spadku WIG-u do dołków z września 2009 roku, znajdujących się poniżej 36 tys. pkt. Widać więc, że rynek jest właściwie o krok od zniwelowania zysków, które z trudem wypracował przez pół roku.
Nie uprzedzajmy jednak faktów. Jeśli zamiast takiego czarnego scenariusza bykom uda się w końcu zmobilizować siły wystarczające do sforsowania strefy 38 218 - 39 169 pkt, sytuacja przestanie wyglądać tak groźnie.