Obroty akcjami na poziomie poniżej 800 mln zł sugerują, że brakowało chęci do handlu. Równie niewielka była zmienność notowań. Nie licząc pierwszych dwóch godzin, kiedy to podaż zdawała się wywierać presję na ceny, indeksy balansowały tuż poniżej poniedziałkowych poziomów zamknięcia. Ostatecznie WIG spadł o symboliczne 0,23 proc.
Inwestorzy pozostali praktycznie obojętni na dane makro. Nie poruszyły ich nawet optymistyczne doniesienia ze strefy euro, gdzie zaczyna się ujawniać wreszcie pozytywny efekt bazy. Nowe zamówienia w przemyśle Eurolandu powiększyły się w grudniu ubiegłego roku o 9,5 proc. rok do roku, podczas gdy miesiąc wcześniej było to minus 0,6 proc. (po rewizji z minus 1,5 proc.).
Większego odzewu nie wywołały też opublikowane później słabe dla odmiany dane z amerykańskiego rynku nieruchomości, gdzie sprzedaż nowych domów w styczniu zmalała do rekordowo niskiego poziomu. Impulsem do wzmożonego handlu nie okazało się nawet odbywające się w końcówce sesji wystąpienie szefa Fedu Bena Bernankego przed amerykańskim Kongresem. Bernanke zasugerował, że niskie stopy procentowe są wciąż potrzebne na obecnym etapie ożywienia gospodarczego, co teoretycznie powinno bardzo ucieszyć inwestorów.
W tej sytuacji brak chęci do handlu i mizerne obroty akcjami mogą być zaskakujące. Pewne wytłumaczenie dla tego faktu znaleźć można jednak, jeśli na sytuację spojrzymy w nieco szerszej perspektywie. Systematyczny spadek obrotów jest widoczny na GPW już od ponad dwóch tygodni (z krótkimi przerwami). Tendencja ta rozpoczęła się w momencie, gdy WIG podjął próbę odbicia po silnej fali przeceny, której kulminacyjnym etapem było tąpnięcie o 6,5 proc. w ciągu dwóch dni (4-5 lutego).
Na razie owo odbicie wygląda równie mizernie co aktywność inwestorów. WIG od dołka zdołał oddalić się w górę zaledwie o 3 proc., mimo że od kulminacyjnego etapu wyprzedaży upłynęły już ponad dwa tygodnie. Dla zwolenników analizy technicznej taka kombinacja (słabość odbicia i niskie obroty) to według książkowego schematu zapowiedź nadejścia kolejnej fali wyprzedaży w najbliższych tygodniach. Fali, która sprowadziłaby indeks do poziomu najniższego przynajmniej od wrześniowych dołków (niespełna 35 800 pkt), które stanowią kolejne istotne wsparcie.