Podczas gdy w ciągu trzech ostatnich sesji WIG20 zyskał łącznie aż 6,8 proc. (podnosząc się z poziomu bliskiego pięciomiesięcznemu minimum do poziomu najwyższego od czterech tygodni), to sWIG80 wzrósł zaledwie o 1 proc.
W kontekście obecnej sytuacji technicznej wydaje się, że pokaźną zwyżkę WIG20 w ostatnich dniach należy traktować po prostu jako odrabianie zaległości względem szerokiego rynku. W ostatnich miesiącach nieraz wyrażałem opinię, że zachowanie sWIG80 okazuje się często drogowskazem dla dość chwiejnego WIG20, i wygląda na to, że teza ta kolejny raz się potwierdza.
Podczas gdy sWIG80 przetrwał ostatnią korektę spadkową bez większego uszczerbku, bez problemu powracając później w okolice szczytu trendu wzrostowego, to nad WIG20 wisiała do niedawna groźba przełamania serii poziomów wsparcia. Ta rozbieżność była nie do utrzymania na dłuższą metę. Wygrał najwyraźniej scenariusz sygnalizowany przez mocną postawę sWIG80.
Na marginesie, nie jest to pierwsza tego typu sytuacja w ramach trendu zwyżkowego rozpoczętego w lutym 2009 r. Podobne dylematy mieli inwestorzy w połowie lipca ub.r., kiedy WIG20 straszył posiadaczy akcji formacją głowy z ramionami, podczas gdy sWIG80 spokojnie przygotowywał się do kolejnego skoku w górę, czemu towarzyszył dynamiczny wzrost wskaźnika jego siły relatywnej względem indeksu dużych spółek (podobnie jak obecnie wzrost tego wskaźnika załamał się, gdy WIG20 wycofał się z błędnej formacji RGR i ruszył ostro w górę).
Taka interpretacja ostatnich wydarzeń prowadzi do istotnego wniosku – skoro mocna zwyżka gromadzącego blue chips WIG20 to jedynie nadrabianie zaległości względem szerokiego rynku, to nie należy jej traktować w kategoriach przełomu. Rozstrzygające będzie dopiero przełamanie poziomu oporu przez sWIG80. Barierą tą jest szczyt z 20 stycznia, do którego brakuje 1,2 proc. (w przypadku WIG20 dystans do analogicznego szczytu to 6 proc.).