Czy jest szansa na powtórzenie recesji z podwójnym dnem z początku lat 80-tych? A może doświadczamy tzw. jobless recovery z początku minionej dekady? Prawdopodobnie ani jedno, ani drugie. Nie zmienia to faktu, że dane z rynku pracy są obecnie kluczową informacją w ocenie perspektyw ożywienia gospodarczego.
[srodtytul]Recesja z podwójnym dnem?[/srodtytul]
Odwołania do recesji z początku lat 80-tych wydają się logiczne. Po prostu była to jedyna powojenna recesja z tzw. podwójnym dnem, a dodatkowo najgłębsza recesja od Wielkiego Kryzysu aż do roku 2008. Jednak wyciąganie bezpośrednich wniosków z porównania do tego okresu byłoby zbyt pochopne. Przede wszystkim skala recesji była wtedy nieporównywalnie mniejsza. Wynikało to po części z faktu, iż punkt wyjścia znajdował się niżej – gospodarka miała za sobą burzliwe lata 70-te. Ponadto był to okres wysokiej inflacji - stopy procentowe były na poziomie dwucyfrowym i to właśnie temu przypisuje się trudności ekonomiczne tamtego okresu.
Podwójne dno polegało na tym, że po umiarkowanym spadku produkcji i popytu w roku 1980 nastąpiło niewielkie odbicie, po czym nastąpił kolejny spadek w larach 1981-1982. Skala załamania w roku 2008 była nieporównywalnie silniejsza. Produkcja i sprzedaż obniżyły się po ponad 15% (w ujęciu realnym), zamówienia na dobra trwałego użytku obniżyły się o jedną trzecią i nawet po ostatnim odbiciu znajdują się jedynie na 67% poziomu ze stycznia 2000 roku! Na czym więc miałoby polegać drugie dno? Z pewnością nie na kolejnym podobnym załamaniu, gdyż to pierwsze wynikało przede wszystkim z paraliżu rynków finansowych i spirali strachu (również wśród gospodarstw domowych i firm), którą to wywołało. Drugie dno mogłoby być zatem powrotem do poziomów produkcji i sprzedaży z pierwszej połowy 2009 roku. To jednak również jest na ten moment czarny scenariusz.
Gra toczy się tak naprawdę nie o drugie dno w sensie bezpośrednim, a raczej o tempo w jakim będziemy dochodzić do wartości wspomnianych parametrów makroekonomicznych z 2007 roku. Na dzień dzisiejszy rynek zdaje się dyskontować scenariusz, w którym tempo dotychczasowego odbicia będzie utrzymane. Zatem jego spowolnienie oznaczać będzie już poważne konsekwencje dla wycen rynkowych, nawet jeśli nie będzie oznaczało drugiego dna w dosłownym sensie.