Rzeczywistość okazała się jednak bardziej przychylna dla posiadaczy akcji dużych spółek. Wczoraj przez całą sesję indeks blue chips był na plusie, a na zamknięciu znalazł się 0,84 proc. powyżej poziomu z poniedziałku. Udało mu się powrócić powyżej styczniowego szczytu, a także przekroczyć barierę 2500 pkt.

Stosunkowo słabo wypadły tym razem mniejsze spółki, ale ostatecznie sWIG80 zdołał wybronić się przed spadkiem i zyskał symboliczne 0,03 proc., poprawiając przy okazji rekord hossy. Nowy szczyt ustanowił również mWIG40, rosnąc o 0,24 proc. Z technicznego punktu widzenia nie ma więc żadnych wątpliwości co do tego, że rynek akcji znajduje się w trendzie wzrostowym. Inną kwestią jest oczywiście próbowanie przewidzenia tego, kiedy owa tendencja się załamie, ale próby takie są o tyle obarczone ryzykiem, że trendy na ogół przekraczają wszelkie oczekiwania.

Można trafnie argumentować, że trwająca od ponad roku zwyżka notowań znacznie zmniejszyła grono okazyjnie wycenianych spółek (poniżej wartości księgowej wyceniane jest niespełna 29 proc. firm, podczas gdy przed rokiem było to 62 proc.). Jeśli jednak koniunktura gospodarcza będzie nadal sprzyjająca, to pytanie, czy akcje, które obecnie wydają się mało atrakcyjne według standardów z końcowego okresu ostatniej bessy, ostatecznie nie okażą się wyceniane na umiarkowanych poziomach, biorąc pod uwagę dalszą prawdopodobną poprawę wyników finansowych.O tym, że w gospodarce utrzymują się pozytywne zjawiska, przekonujemy się niemal każdego dnia.

Wczoraj poznaliśmy optymistyczne doniesienia z amerykańskiego rynku nieruchomości, którego kondycja jest istotna dla ożywienia całej gospodarki USA. Mierzący ceny domów w 20 największych metropoliach indeks S&P/Case-Shiller spadł w styczniu jedynie o 0,7 proc. rok do roku. Oznacza to, że pozytywne tendencje się utrzymują (roczna dynamika indeksu rośnie niemal nieprzerwanie od stycznia 2009 r., kiedy to ustanowiła historyczne minimum na poziomie minus 19 proc.).

Już najbliższe miesiące mogą przynieść wyjście tej dynamiki nad kreskę, co należałoby traktować w kategoriach przełomu (w przypadku węższego indeksu mierzącego ceny w dziesięciu, a nie 20 metropoliach roczna zmiana już teraz wynosi zero). Biorąc pod uwagę, że w 2008 r. spadek cen nieruchomości wywołał lawinę niekorzystnych zjawisk w sektorze finansowym, która wkrótce potem uderzyła w całą gospodarkę. Jeśli ceny domów zaczną iść w górę, to będzie można oczekiwać zupełnie odwrotnego zjawiska, przynajmniej w ograniczonej skali. O ile przeszkodą nie okaże się wzrost stóp procentowych, do którego prędzej czy później musi dojść...