Krajowym inwestorom nie pomogły nawet dobre dane ze spółek i gospodarki, które ostatnio systematycznie okazują się lepsze od prognozowanych. Wbrew pozorom nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Przesadny konserwatyzm ekonomistów powtarza się regularnie przy kolejnych dołkach w koniunkturze. Efekty to korzystniejsze od oczekiwanych wieści zarówno natury makro-, jak i mikroekonomicznej (dotyczące przedsiębiorstw).
Z jednej strony, Amerykańskie i japońskie firmy w hurtowych ilościach publikują wyniki dużo bardziej optymistyczne niż prognozy analityków. Na Dalekim Wschodzie w środę pozytywnie zaskoczyły między innymi LG oraz Elpida. Z kolei za oceanem sygnał do zakupów dały Apple, JP Morgan, Morgan Stanley i Bank of America. Według serwisu Bloomberg odsetek firm publikujących wyniki lepsze od oczekiwanych wzrósł już do rekordowego poziomu 88 proc.
Z drugiej strony, mile zaskakują publikacje makro. Wtorkowe wieści o wzroście produkcji przemysłowej w naszym kraju w najwyższym tempie od połowy 2008 roku nie tylko okazały się niespodzianką dla ekonomistów, ale pozwoliły też potwierdzić, że kryzys mamy już za sobą.Do tego samego wniosku doszedł między innymi MFW, który ostatnio obniżył prognozowane straty banków wynikłe z kryzysu finansowego i zrewidował w górę prognozę globalnego wzrostu PKB na 2010 rok.
Wprawdzie sama poprawa w gospodarce nie wystarczy do rozpędzenia hossy, jeżeli nie znajdzie się "świeża gotówka", jednak i tu sytuacja rysuje się nie najgorzej. Po pierwsze, zgodnie z informacjami NBP, banki planują w najbliższym czasie rozluźnić politykę kredytową, co przyniesie dodatkową płynność na rynku.Po drugie, oferty publiczne Skarbu Państwa kuszą szeregowych obywateli do zostania spekulantami giełdowymi. Słowem, wiele wskazuje na to, że kurek z gotówką płynącą na rynek akcji nie zostanie w najbliższym czasie zakręcony.
Niestety na korzystnej sytuacji makro cieniem kładzie się rosnąca ponownie premia za ryzyko, związana z peryferyjnymi krajami strefy euro (tzw. PIGS). Tylko w środę notowania greckich i portugalskich CDS (kontraktów zabezpieczających przed ryzykiem niewypłacalności tych krajów) podskoczyły o kilkadziesiąt punktów bazowych, notując rekordowe poziomy. Dodatkowo niepokoić może to, że obecnie średnie kwotowania CDS z rynków wchodzących i strefy euro praktycznie się zrównały.Pytanie, które inwestorzy powinni sobie zadać, brzmi: czy to trwała poprawa kondycji krajów emerging markets czy tylko chwilowy hurraoptymizm inwestorów? Jeżeli to drugie, niewykluczone, że czeka nas wkrótce spora ucieczka kapitału na rynki rozwinięte.