Spadek cen akcji po "dobrej" - odsuwającej w czasie bankructwo Grecji - informacji ma negatywną wymowę na przyszłość. Jednak dwudniowa - wtorkowo-środowa - wyprzedaż o ponad 5 proc. wyglądała na typową kapitulację byków sugerującą uformowanie lokalnego, wynikającego z paniki, dołka.
Taki przynajmniej wniosek płynie z przeglądu wszystkich tego typu dwudniowych epizodów spadkowych, które rozegrały się od czasu rozpoczęcia w lutym 2009 r. cyklicznej zwyżki cen akcji. Takich dwudniowych spadków WIG20 o ponad 5 proc. było w okresie minionych 15 miesięcy cztery. Ich punkty kulminacyjne to kolejno 30 marca 2009 r., 20 kwietnia 2009 r., 23 czerwca 2009 r. i 5 lutego 2010 r. W trzech przypadkach były to praktycznie dołki i tylko w czerwcu 2009 r. po tygodniowym odbiciu w górę rynek jeszcze raz spadł nieco poniżej dołka takiej dwudniowej paniki. Można więc - zakładając, że rynek ciągle jest podobny do tego z ostatnich pięciu kwartałów - obstawiać w najbliższych dniach odbicie cen akcji w górę.
Ostatnia fala wyprzedaży nastąpiła tuż po podaniu w USA informacji o osiągnięciu w kwietniu przez wskaźnik koniunktury w tamtejszym przemyśle poziomu 60 punktów (dokładnie 60,4 pkt). W okresie minionych 35 lat obejmujących cały ostatni cykl pokoleniowy (okres od kryzysu finansowego na świecie z połowy lat 70.) z tak wysoką oceną koniunktury w przemyśle USA mieliśmy do czynienia wcześniej jedynie pięciokrotnie - w latach: 1976, 1978, 1983, 1987 oraz 2003/2004.
W czterech przypadkach taka skala przegrzania w przemyśle USA nie miała poważniejszych konsekwencji na rynku akcji. W jedynym - z 1987 roku - cztery dni po podaniu informacji o osiągnięciu przez ISM Manufacturing poziomu 60 punktów rozpoczął się giełdowy krach, który kulminował dwa tygodnie później największym w historii jednodniowym spadkiem wartości głównych indeksów o ponad 20 proc. Łącznie S&P 500 spadł wtedy o jedną trzecią, ale mniejsze rynki ucierpiały proporcjonalnie bardziej, na przykład indeks giełdy w Atenach stracił od października do grudnia 1987 r. prawie 60 proc. 23 lata temu krach rozegrał się w ciągu 54 dni od ustanowienia szczytu hossy.
Ktoś, kto boi się tej analogii (wzmocnionej przez podobne jak w 1987 roku zachowanie dynamiki podaży pieniądza M1 w USA od sierpnia 2009 r.), powinien więc zachować ostrożność na rynku akcji przynajmniej do połowy czerwca. Od 1975 r. S&P 500 był w stanie urosnąć o maksymalnie 9,9 proc. w ciągu roku od osiągnięcia przez ISM Manufacturing poziomu 60 punktów. W obecnych realiach daje to maksymalny potencjał wzrostu S&P 500 na 1304 pkt. Odpowiada to mniej więcej poziomowi 2800 pkt w wypadku naszego WIG20.