W czwartek w Nowym Jorku zapachniało krachem - indeksy nagle zanurkowały o 8-9 proc. Takich spadków nie notowano od 1987 r. Wprawdzie na koniec sesji straty indeksów wyniosły trochę ponad 3 proc., ale nie należało oczekiwać, aby uspokoiło to inwestorów.
Obserwowane od samego rana zniżki na giełdach europejskich nikogo nie zaskoczyły. Kryzys grecki wciąż nie jest rozwiązany, istnieje ryzyko rozprzestrzenienia się problemów na kolejne kraje, a teraz doszły jeszcze obawy o system giełdowy za Atlantykiem - według jednej z wersji czwartkowe spadki, choć oczywiście związane z zamieszaniem wokół Grecji, zostały spotęgowane przez złą organizację obrotu.
Nastrojów na rynku akcji nie uspokoiło ani przyjęcie przez Niemców planu wsparcia dla Grecji, ani też świetne dane z amerykańskiej gospodarki. Te ostatnie dotyczyły liczby utworzonych w kwietniu w USA nowych etatów - przybyło ich aż 290 tys., niemal o połowę więcej, niż oczekiwano, i najwięcej od czterech lat. Ukazały się też dobre wyniki ubezpieczyciela AIG.
W warunkach paniki na podobne sygnały inwestorzy pozostali jednak obojętni. O ile jeszcze w pierwszej połowie straty na udało się ograniczać do kilku dziesiątych procent, to w ostatnich godzinach nastąpiła już lawina sprzedaży. W pewnym momencie francuski indeks CAC 40 tracił grubo ponad 5 proc., a niemiecki DAX ponad 4 proc. Tak wielkich spadków nie było od bessy związanej z problemami banków.Początek sesji w USA także stał pod znakiem bardzo dużej nerwowości i zmienności. Po paru minutach od otwarcia S&P500 był na 0,5-proc. plusie, ale godzinę po otwarciu tracił już 3 proc. Na koniec sesji miał na minusie 1,5 proc.
W przypadku rynku surowcowego bardzo duża przecena dotknęła w ostatnich dniach zwłaszcza ropę naftową. W ciągu tygodnia surowiec staniał o 13 proc., najmocniej od 16 miesięcy.