Poprzednio taka niekorzystna dla posiadaczy akcji sytuacja miała miejsce jeszcze w początkach 2009 r., zanim zaczęła się wielomiesięczna zwyżka kursów.To kolejny sygnał wskazujący na wyraźne osłabienie koniunktury giełdowej i sugerujący, że w najlepszym wypadku jesteśmy w fazie korekty kilkunastomiesięcznych zwyżek, jakie trwały od lutego 2009 r. do kwietnia 2010 r.
Tym samym trzeba się liczyć ze zniżką WIG przynajmniej w rejon35 tys. pkt, czyli rzędu 13 proc. z obecnego poziomu.Widać wyraźnie, że dwa segmenty naszego rynku są najbardziej zagrożone. Pierwszy to banki, drugi - mniejsze spółki. W obu przypadkach chodzi o negatywny wpływ kryzysu fiskalnego w Europie.Z jednej strony zaciskanie pasa przez rządy może się niekorzystnie odbić na koniunkturze gospodarczej. To najbardziej uderzyłoby w mniejsze przedsiębiorstwa.
Z drugiej - spadek cen obligacji skarbowych może wpłynąć na pogorszenie kondycji finansowej banków. Odpływy z globalnych funduszy inwestujących w akcje z tej branży mają miejsce od dwóch tygodni. Przed odpisami związanymi z utratą wartości przez instrumenty finansowe przestrzegł Bank Anglii. Obawy o sytuację w branży bankowej odzwierciedla idąca w górę różnica pomiędzy stawkami na rynku międzybankowym i swapami (tzw. Libor-OIS Spread).
Pesymistyczny wydźwięk ma przebieg notowań na amerykańskim parkiecie, gdzie S&P 500 w ostatnich dniach spadł poniżej bariery 1103 pkt. Pozostawanie powyżej niej warunkowało możliwość kontynuacji korekty kwietniowo-majowego spadku.
Dziś podstawowy scenariusz opiera się na tym, że po odbiciu z okolic 1050 pkt S&P 500 wykonał korektę tamtych zniżek (zakończyła się przy 38,2-proc. zniesieniu) i teraz mamy powrót do tendencji malejącej, która powinna doprowadzić do przełamania tegorocznego dołka. Czwartkowa sesja zakończyła się minimalnie poniżej61,8-proc. zniesienia ruchu, jaki trwał od 8 do 18 czerwca. Słabość na początku piątkowych notowań potwierdzała pesymistyczną wymowę tego sygnału.