Słabiej kształtowały się notowania mniejszych spółek. Indeks sWIG80 jako jedyny stracił na wartości.
W ostatnich tygodniach kursy naszych blue chips szalały. Można nawet było przecierać oczy ze zdumienia na widok ciągle drożejących akcji spółek takich jak TP, banków czy PZU. Powodem był napływ kapitału od zagranicznych funduszy inwestycyjnych lokujących na szeroko rozumianych rynkach wschodzących.
Decyzja ministra skarbu o nagłej sprzedaży 10-proc. pakietu akcji PGE była sporym zaskoczeniem dla całego rynku, a w szczególności dla szarżującego zagranicznego popytu, nieliczącego się za bardzo z wyceną najbardziej płynnych polskich spółek. W efekcie doczekaliśmy się korekty notowań, a kurs sprzedawanego PGE tąpnął w sumie o 10 proc.
Sytuacja z ubiegłego tygodnia przypomniała inwestorom o wiszącym nad polskim rynkiem akcji widmem podaży, i to wcale nie tak małym. Po PGE przyjdzie zapewne pora na PZU. Za miesiąc kończy się lock-up dla Skarbu Państwa i Eureko. Trudno oczekiwać, aby Eureko nie chciało skorzystać z okazji, skoro akcje są teraz znacznie droższe niż pięć miesięcy temu w IPO. Dlatego ze sporym zaskoczeniem obserwowaliśmy wzrost kursu papierów PZU do ponad 400 zł, przy towarzyszących temu rekomendacjach zachodnich banków inwestycyjnych, często wyceniających akcje narodowego ubezpieczyciela jeszcze wyżej.
Podobnie przedstawia się przypadek PKO BP. Już wcześniej BGK informował o chęci sprzedaży swojego 10-proc. pakietu. Można założyć, że jest to jedynie kwestia czasu. A 10 proc. naszego największego banku to potencjalnie transakcja o wartości ponad 5 mld zł, co przy obecnym wysokim zaangażowaniu OFE w akcjach należy uznać za istotne dla dalszego rozwoju sytuacji na naszej giełdzie.