Główny indeks warszawskiej giełdy zbliżył się w zeszłym tygodniu do strefy oporu, którą tworzy lokalny dołek z 23 maja. Jest to jednocześnie zakres, który już wcześniej okazywał się ważny dla inwestorów. Poziom 2787 pkt. zatrzymał zapędy byków praktycznie przez cały grudzień minionego roku. Bieżący poziom indeksu odpowiada również górnemu ograniczeniu czteromiesięcznej konsolidacji zakończonej w marcu bieżącego roku, a jego przebicie skutkowało wyznaczeniem rekordu trendu w kwietniu (2942 pkt.).
Odbicie na rynku akcji dałoby inwestorom nadzieję na wyznaczenie nowego lokalnego maksimum i atak indeksu na 3000 pkt. Jeśli jednak przecena, którą na większości rynków międzynarodowych obserwujemy od początku czerwca pogłębi się, a Wig20 trwale spadnie poniżej 2800 pkt., to kolejna strefa silnego wsparcia to 2700 pkt., a potem 2630 pkt.
Warto zauważyć utrzymującą się lukę między bieżącym poziomem indeksu a notowaniami najbardziej płynnej (wrześniowej) serii kontraktów terminowych. Kurs terminowy o ponad 40 pkt. niższy od natychmiastowego sugeruje, że rynek oczekuje takiego obniżenia notowań średniej dla dwudziestu największych spółek po sezonie dywidendowym, ponieważ Wig20 jest indeksem cenowym i nie uwzględnia możliwości reinwestowania środków wypłaconych akcjonariuszom w formie dywidendy.
Poniedziałkowe notowania na GPW rozpoczęły spadki na rynku terminowym. O godzinie 9.00 kontrakty na WIG20 tracą 0,25 proc. Rynek kasowy również wystartował pod kreską. Indeks szerokiego rynku tracił 0,33 proc. Największe spółki taniały średnio o 0,23 proc., natomiast małe i średnie odpowiednio o 0,37 proc. i 0,64 proc.
Ujemny początek na giełdzie w Polsce jest wynikiem niedźwiedziej sesji na rynkach azjatyckich, gdzie Nikkei225 stracił ponad 1 proc. Hang Seng 0,81 proc., oraz słabych notowań rynku terminowego w USA.