Nowe, wyższe poziomy rentowności nie są same w sobie alarmujące, np. w przypadku obligacji 10-letnich to 5,6 proc. wobec ponad 6,5 proc. notowanych w IV kwartale zeszłego roku. Nerwowa reakcja inwestorów była powodowana dwoma czynnikami: wielkością zadłużenia Hiszpanii na koniec 2012 roku wynikającą z zaprezentowanego projektu budżetu, tj. 80 proc. do PKB, oraz tempem wzrostu rentowności obligacji. W przypadku obligacji 10-letnich oprocentowanie wynosiło jeszcze 4,9 proc. na początku marca. Utrzymanie tego trendu szybko spowoduje powrót obaw dotyczących strefy euro. Płatności odsetek przez Hiszpanię w 2012 roku mają wynieść prawie 29 mld euro w porównaniu z 22 mld w 2011 roku. „Drakońskie" oszczędności ogłoszone przez Hiszpański rząd są mniej więcej tej samej wielkości. Dla rynków problemem jest fakt, że dalszy wzrost rentowności obligacji będzie niwelował efekty oszczędności budżetowych. Dodatkowo spekulacje dotyczące problemów Portugalii natychmiast przekładają się negatywnie na ocenę hiszpańskich banków. Temu towarzyszą dane o bardzo słabej kondycji gospodarki Hiszpanii i szerzej krajów peryferyjnych, która coraz bardziej ogranicza możliwości dalszych oszczędności. Daje to asumpt do krytyki obecnego sposobu walki z kryzysem w Europie polegającego na cięciach fiskalnych i luźnej polityce monetarnej. Podawane są przykłady Japonii w latach 90., USA obecnie i błędów z czasów wielkiego kryzysu lat 30. Cięcia fiskalne mają zwiększać recesję, a polityka monetarna EBC w dużo większym stopniu poprawia płynność banków, niż wpływa na realną gospodarkę czy przyczynia się do monetyzacji nadmiernego zadłużenia. Obecny stan rynku i dyskusje tylko wspierają tezę, że kluczem do poprawy na rynkach jest wzrost gospodarczy w dużo większym stopniu niż rozważania na temat bieżącej płynności krajów strefy euro. Tylko wyższy wzrost gospodarczy jest w stanie radykalnie zmienić oczekiwania rynków co do przyszłych deficytów budżetowych i wzrostu zadłużenia.

Dodatkowo nastroje pogorszyły informacje o mniejszych szansach na QE3 w USA. Indeksy giełdowe w USA są wyżej niż w pierwszej połowie 2011 r. przy gorszych danych makro. Stąd tak duże przywiązanie inwestorów do kolejnych impulsów monetarnych, bez których rośnie ryzyko korekty.

Niestety, rynek polski nie zdążył nadrobić dystansu do rynków zagranicznych, zanim tam przyszła obecna korekta. Inwestorom pozostaje nadzieja, że następnym razem będzie inaczej.